czwartek, 29 grudnia 2016

Historia jednego grzechotnika rogatego

Leży sobie grzechotnik pod kaktusem, w lekkim cieniu, na pustyni Mojave.
Słoneczko grzeje jego grzechotnikową mać z umiarem, ale wystarczająco. Gad, co pewien czas wystawia jęzor macając teren, i grzecznie leży dalej. Długo nie jadł. Jego wydłużone kiszki są puste jak bęben; jeszcze chwila, a z głodu dostanie czkawki.
Wytrwałość jednak popłaca.
Wprawdzie jest zbyt głupi, aby zdawać sobie z tego sprawę, ale czuje poprzez swoją wężową skórę, że to jego jedyna nadzieja. Czekać.

Grzechotnik rogaty jest samotnikiem. Dla uproszczenia opowieści nazwijmy go jakoś z amerykańska, powiedzmy... Dżej Kej.
Nigdy nie bzyknął żadnej grzechotniczycy rogatej. To nie jego żywioł. Nie wyrósł także na największego grzechotnika świata; w zasadzie jest mało udaną formą grzechotniczka. Różni się jednak tym, że ma niespożyty apetyt i nieposkromioną potrzebę dominacji. Z tego też powodu, co mniej napastliwe grzechotniki omijają go szerokim łukiem, co głupsze zaś, pełzną za nim licząc łatwe zdobycze.
Skrawek pustyni, leżący w jego zasięgu, daje Dżej Kejowi niewielki wybór, ale zawsze może skryć się w cieniu kaktusa...
Taki kaktus najczęściej wygląda tak:


Zamieszkujące teren zwierzątka, znające preferencje swojego współmieszkańca, omijają kaktusy o podobnych kształtach z daleka, ale także nie są zbyt mądrzy, bo oto JK czeka w zaciszu wysuszonego wiechcia opodal...

 
Nie planuje, chce się zwyczajnie nażreć. I ma w swojej grzechotnikowej dupie, że osieroci bogu ducha winną rodzinę myszoskoczków z matki, bądź ojca. Plany całkowitego zawładnięcia swojej części pustyni są zbyt silne, aby zastanawiać się nad konsekwencjami wyczyszczenia owego skrawka dla potomstwa, którego przecież nie ma. Ważne jest jego grzechotnicze ego i to ono pozwala mu przetrwać. Bo Dżej Kej nie jest już młody. W kontekście długości życia grzechotników rogatych, plasuje się na poziomie zaawansowanej geriatrii. Sił nie zostało mu wiele, ale jego jad wciąż ma tę samą młodzieńczą siłę...

Aż wreszcie zmienia się klimat...
Spadają opady, a pustynia zaczyna się zazieleniać. Pod spróchniałym wiechciem jęzor Dżej Keja wyczuwa rosnącą trawkę, po której nadciągają pasikoniki i pustynne szczury zza niego, a cała sawanna zwierząt z naprzeciwka.

JK się cieszy, bo jedzenia potencjalnie robi się coraz więcej. To jednak tylko pozory. Na czele pochodu maszeruje bowiem stado słoni, które rozgniotą go pod spróchniałym wiechciem nawet na niego nie patrząc.

Pasikonikom wydaje się, że skoro mamy już grzechotnika, to czas dorobić tylko pustynię.
Nic z tego!
I tego właśnie wszystkim słoniom, i sobie samemu, na Nowy Rok, najserdeczniej życzę.

P.s.
To był ostatni mój wpis w tym roku.
Jutro wybierzcie się do fryzjera, kupcie szampana i dwadzieścia deko szynki.
Trzeba oszczędzać...
Tak na wszelki wypadek, z nadzieją, że w nadchodzącym roku, nad naszą intelektualną pustynią pustynią pojawią się chmury, z których spadnie orzeźwiający deszcz.
A zatem...
Do Siego Roku!
Pozdrawiam.
Darek 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz