czwartek, 9 marca 2017

Milczenie bażantów

Nie będę dziś przebierał w słowach. Mniej odpornych na użyte w niniejszym poście wyrażenia proszę o nieczytanie. Wpis dotyczy pana Szyszki, którego kaczka desygnowała na ministra środowiska.
To tak, jakby muchę zrobić ministrem od niejedzenia gówna.
Zacznijmy jednak od początku...

Nie jestem wielkim fanem uzależniania swojego życia od posiadania w domu psa, kota, rybek czy kobry. Ich naturalne środowisko nie współgra z moim, a ja nie dostrzegam w sobie wewnętrznej potrzeby przedkładania ich potrzeb ponad swoje.
Już słyszę krytykę namiętnych pasjonatów hodowli wyżła szorstkowłosego i doga de Bordeaux jaki to ja nie jestem czuły na los czworonogów. Ale to nie tak! Pozwalam sobie mieć swoje własne pasje i mam wrażenie, że niekoniecznie muszą one dotyczyć wyczesywania kociej sierści.
Fakt, że nie chcę mieć w domu zwierząt, nie świadczy o moim wrogim do nich stosunku. Wręcz przeciwnie, lubię zwierzęta, rzekłbym nawet - z wzajemnością.
Pewnie większość z Was historię, o której myślę, ale muszę ją streścić.
Gamoń Szyszko jest ponoć zapalonym myśliwym.
Myśliwy to osobnik, który większość roku zajmuje się opieką nad zwierzętami. Dokarmia je zimą, martwi się ich stanem zdrowia, liczy je, może nawet czasem stara się jakieś zapłodnić, ale o tym kroniki milczą.
I zawsze mu wychodzi, że zwierząt jest za dużo. Nie słyszałem o przypadku odwrotnym. Tę "górkę" za wszelką cenę trzeba zabić! Bo nie może być tak, żeby choć jedna sarna z owej nadwyżki przeżyła. Las by się załamał, puszcze spłonęły, kosodrzewiny wyschły, a trawa spaliła... gdyby taki łoś ze świstakiem nieopatrznie doczekali wiosny.
Ośrodek Hodowli Zwierzyny w Chełmży hoduje. Bażanty, w klatkach.
Bażant dla większości wygląda tak:


Dla myśliwych zaś tak:


Policzyłem pobieżnie ilość zabitych na zdjęciu ptaków, dużo ponad setka.
Leżą sobie spokojnie, równiutko poukładane, a mordy oprawców szczerzą się w tle. Są też tradycyjne trąbki i pedalskie kapelusiki z piórkiem. Bo bażantem kraj nasz stoi i basta!
Lubię wiedzieć o czym piszę. No to słuchajcie...
Koszt jednego polowania na bażanty to ok. 1600 zł. od osoby. Dla  każdej osoby zapewnia się  wypuszczenie 25 ptaków. Jeżeli zestrzeli wszystkie - wychodzi taniocha: 64 złote od bażanciej głowy. Firma zapewnia także skubanie, hotel i dwa posiłki. O transporcie dwudziestu pięciu zabitych bażantów do domowej zamrażarki nic nie wiem. W wielkości potrzebnych zamrażarek także. 
To jednak detaliści.

Ta obmierzła gnida Szyszko jest hurtownikiem, a jego dwururka kocha się grzać. Zresztą nie wiem czy nie kupił sobie ostatnio ckm-u...

... rzeczony ośrodek hodowli miał na zbyciu kilka ptaków, jakoś koło pięciuset. Sprawa robiła się poważna, bo trzeba przecież to cholerstwo karmić, płacić za nie czynsz i za światło, że o ściekach i hałasie nie wspomnę. Ptaki od urodzenia siedziały w klatkach i, jak ten kondor co to się wyrywał do Andów, z utęsknieniem spoglądały na świat przez siatkę. No i, pod dowództwem samego ministra, przybyła ekipa zawodowych morderców z karabinami. Nie wiem po jaką cholerę wypuszczano bażanty na kilka minut wolności, bo pewnie tyle zajęło tym skurwielom celne trafienie, wystarczyło je przecież zagazować, ale cała operacja nie zajęła wiele czasu.
Gratulacje!
Wyżynasz chamie lasy i mordujesz dla zabawy zwierzęta. Wszystko z Panem Bogiem na ustach.
Żeby ci jakiś śrut z bażancich zwłok w gardle stanął! Parszywcu!
Najgorsze jest jednak to, że ptaki są niewielką częścią układanki po nazwą: Opieka nad zasobami leśnymi i zwierzęcymi.
Jakież to słodkie!

    
Kończę, bo za bardzo się już wkurwiłem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz