Kaczyński z pewnością przejdzie do historii!
Zebranie grupy podobnie oszalałych wariatów było czymś, nad czym historycy będą debatować przez wieki.
Ponieważ mnie zaczyna brakować mi już wyobraźni, odwołam się do nieznanych strof mistrza Henryka Sienkiewicza, który to w swoim geniuszu nie tylko przeszłość, ale i przyszłość opisał.
No to czytajcie...
Ósmy list Kmicica do Oleńki
Jakom ci, duszko Ty moja, w ostatnim liście napisał, ku Warszawie z
Kiemliczmi, Soroką i kilkoma draniami żem zdążał, alem pewną wiadomość
od Wołodyjowskiego dostał, że król nasz i uchodźca, na dalekim Śląsku
własną osobą stanął, takoż i ja muszę tam dotrzeć.
Nawróciłem tedy i panu naszemu do nóg paść lecę. Droga to daleka i nudna, a nam do rozrywek tęskno i taką zabawę wymyśliliśmy:
Soroka,
który to w sztuce łapania na arkan od urodzenia się wprawiał i mistrz
to nad mistrze, co jakiego idiotę na polu wypatrzy, to go zaraz do nas
przywlecze, a my mu wymyślamy zadania.
Tak i niedawno, mój
wachmistrz, na postronku niejakiego Waszczykowskiego przyprowadził,
któren to dziwnie stawiać się począł i po angielsku coś pieprzyć.
Myślałem go tylko za siwą brodę wytarmosić i puścić, alem się jakoś jego
głupią gębą już na początku zbrzydził i buzdyganem w czerep, dla
ochłody, dostał.
Twardy ma łeb ten skurczybyk, bo po dwóch pacierzach był się ocknął i dalej się stawiać... I o jakiejś kaczce coś pieprzyć!
Z
początku zadawało mi się, że mu karczmę Szwedzi spalili i z głodu drób
we łbie mu kwacze, alem się zaraz opamiętał, bo w Polsce tylko Żydy w
restauratorów się bawią i zajechałem dziada powtórnie.
Imaginuj sobie Waćpanna, że dwa pacierze przeszły, a ten znów swoje!
Kazałem
go młodym Kiemliczom, którzy, ku utrapieniu ojca za gejów się podają,
zaprowadzić dziada w zagajnik i od dupy strony w intelekcie podszkolić,
ale i to na nic się zdało, bo wszyscy rozanieleni jacyś i czerwoni na
pyskach, przed wieczorem, wrócili.
Nawet ich trochę rozumiem...
Nieoczekiwanie,
po leśnych harcach z Damianem i Kosmą, Witusiowi się język (nomen omen)
rozwiązał. Dowiedziałem się, że Bogusławowi Radziwiłłowi lancę nosił i
takie zabawy dla niego żadna nowość.
- Długo? - pytam?
- Aż mu się złamała.
- Tedy - mówię - opowiadaj ab ovo!
Dowiedziałem
się otóż, że ta przechrzta Bogusław z przeproszeniem: Radziwiłł (niech
ich wszyscy diabli porwą!), z nieodzowną pomocą białogłowy, kolejną
zakałę rodu swojego spłodził i imieniem Konstanty go ochrzcił. Jako to
widzisz, że informacyje z opóźnieniem wielkim do mnie docierają, tak
dopiero teraz donoszę, że ów Konstanty dorósł i wyłysieć już zdążył. Na
medyka zaś predyspozycyje mając, do Padwy na naukę Bogusław go wysłał.
Mniema wszak mi się, że choć to uczelnia szacowna, podobnego głąba
niewiele nauczyć potrafi i wróci tak samo durny jak i pojechał.
Jedenaście litanii w tej intencji tylkom wczoraj pierdyknął.
Ksiądz
Kordecki, w swoim liście do mnie, uważa podobnie, obrazowo pisząc, że
łysy medyk gorszy od moskiewskiej bladzi.
Przykład jakowegoś
Chazana podając, któren to wszystkim babom pod Jasną Górą cipy catgutem
pozszywał, żeby to niby Szwed miał większą radochę... czym zbrzydził
mnie niepomiernie, bom nie przywykł na początku się trudzić.
Po tylu usłyszanych rewelacjach tylko obatożyć Waszczykowskiego nakazałem w czym Kosma najbardziej się wyspecjalizował.
Gnam więc dalej na Śląsk.
Twój Jędruś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz