sobota, 4 marca 2017

Saryusz...

Potrzeba zaistnienia za wszelką cenę zwyczajnie mnie dobija. Za cholerę nie jestem bowiem w stanie pojąć dlaczego ktoś, kto zarabia prawie jak szejk, jest profesorem, był jakimś dyrektorem, cholera wie kim tam jeszcze i zna francuski, jest aż takim idiotą, aby pchać się na stanowisko, na które nie ma najmniejszych szans powodzenia?!
Mało tego!
Nie wie, że oto wyrasta na kolejną marionetkę cysorza bez sznurówek, kolejną pokraczną figurę w rządzie ćwoków i miażdży dokonania swojego życia na rzecz takiego gówna! Współczuję rodzinie. Za chwilę może wszak się okazać, że pana Saryusza wyekspediują do przeprowadzania dzieci przez Champs Elysee w odblaskowej kamizelce i dzierżącego przenośny znak STOP.

On nie akceptuje donoszenia na własny kraj i popierania wobec niemu sankcji! Bidulek, zaraz uronię łezkę normalnie.
Kraj to my, a nie stado zamulonych moherów z różańcami!
Kraj to my, a nie łyse bezmózgi gloryfikujące Hitlera!
Kraj to my, a nie czterdziestu dziadów w kieckach!
Kraj to my, panie, nomen omen, Wolski!

Umiejętności cysorza w odmóżdżaniu Polaków przejdą zapewne do historii. Saryusz jest tego dobitnym przykładem.
Dość już o nim, bo puszczę pawia.
Chciałem zjeść dziś sutą kolację i uwalić się przed telewizorem, ale to niemożliwe. Natłok debilizmu nie daje mi spokoju. Zauważyłem, że to z czasem narasta. Śnią mi się jakieś głupoty, wstaję zmęczony i niewyspany.

I Have a Dream...

Idę ulicą. W pewnym momencie otacza mnie trzech fizoli. Szybko zgaduję, że chcą mi dać wycisk. Kombinuję co zrobić. Podchodzę do jednego i wypłacam mu dwa konkretne liście. Niewielu jest takich, którzy po nich ustoją, jednak na tym nie  robi to żadnego wrażenia. Idę więc dalej, a oni mnie otaczają. Zaraz dostanę konkretny wpierdol, to pewne. Jakby tu się wybronić?
- Obudź się! - wrzeszczę do siebie.
Zawsze jest jakieś wyjście.
Wyjście z letargu...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz