sobota, 25 kwietnia 2015

Motoryzacja...

W latach osiemdziesiątych po raz pierwszy zderzyłem się z zachodnią motoryzacją kupując lekko-pół-pseudo-wyścigowy wynalazek potomków pana Renaulta o symbolu 15. Rzadko widywałem wówczas na naszych drogach gabloty zza kurtyny. Jeżeli już jakieś były to przeważnie złomy z Niemiec. Mój przyjechał aż zza dwóch granic i był także skończoną kupą złomu.
Wyglądał tak:


No, prawie... Jeśli nie policzymy podłogi jak durszlak i kierownicy po lewej, mógłbym sam się pomylić. Miał za to świetny silnik i fotele, w których się wręcz zasypiało po kilku minutach. Były ogromne, miękkie i przypominały najlepsze czasy Ludwika XVI. I była jeszcze kosmiczna, jak na owe czasy, deska rozdzielcza, która wyglądała tak:


Zachwycałem się jazdą. Wyobraźcie sobie wsiąść do takiej fury po kilkuletnim ujeżdżaniu 
Malucha! Miała takiego kopa, że zapierało dech w piersiach, a szyby były bez ramek. Niestety, na tych zachwytach jej walory się kończą. Popsuło mi się w niej wszystko co tylko wykonywało jakieś ruchy za wyjątkiem kierownicy, a każdy łikend schodził mi na rozbieraniu i składaniu rozrusznika, który miał tą specyficzną cechę, że się nie psuł, ale wymagał cotygodniowego rozbierania, aby działać kolejny tydzień. Mój ówczesny szef ujeżdżał Trabanta, który się nie psuł wcale, ale wyglądał przy moim jak zaparkowany motor w krowim zadzie. Szanuję francuską motoryzację za wyobraźnię, ale wykonanie jest kupą gówna. Obiecałem sobie nie kupować nigdy w życiu aut od Żabojadów. I dotrzymałem obietnicy, ale...
Wymieniłem swojego busa, na kilka dni, na cholernie nowoczesną Megankę. Ot taka chwilka uprzejmości. Dwa dni temu padły światła, a dziś trzeci bieg zamienił się z pierwszym, drugi z czwartym, a o wstecznym można tylko pomarzyć. Żeby otworzyć okno trzeba włączyć silnik, bo nie ma kluczyka tylko jest jakaś debilna karta, która niczego nie włącza przed uruchomieniem silnika. Wiecznie coś pika alarmując o otwieranych drzwiach, albo że się je właśnie zamknęło, a to o niewyciągniętej karcie, a to, że ją się wyjęło, sprzęgło przeteleportowali z Ursusa, klima nie działa, światła żyją własnym życiem. Puszka Pandory! aż strach otwierać. 
Zatrzymałem się przed sklepem, a obok stanął gość w Citroenie. Żona poszła na zakupy, a on natychmiast zaczął coś naprawiać. Sąsiad z podwórka także ujeżdża Citroena C5. Żeby wysiąść musi otworzyć szybę, chapnąć za klamkę z zewnątrz, otworzyć drzwi, zamknąć szybę i wysiąść. Ja rozumiem się pobawić...
Być może nawalonym winem Żabojadom to nie przeszkadza, ale mnie cholernie.
Czuję się tak, jak bym za każdym razem, ilekroć siadam przy biurku, musiał odpiłowywać kawał jednej nogi, bo w nocy inna musiała się skurczyć. Niech sobie gotują ichnie robale w sosie truskawkowym, niech tarzają ślimaki w wiórach i wyrywają żabą udka. W tym są dobrzy i po to się do nich jeździ, aby spróbować to przełknąć. Dla mnie mają tylko Monę Lisę. Jakie to szczęście, że nie uwydatnili jej jeszcze nosa i nie dorobili wąsów! Pewnie i tak odpadałyby co tydzień! 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz