niedziela, 12 kwietnia 2015

Truciciel

Mam nadzieję, że wytłumaczyłem "moją prawdę", o prawdzie, dla której właśnie miażdżę opuszki swoich paluszków w dwieście dwudziestym piątym wpisie, w piętnastu ostatnich miesiącach, ku pokrzepieniu serc i zaspokojeniu nigdy nie zrealizowanej potrzeby kapłańskiej posługi w ściągnięciu owieczek na zblazowane pole inteligencji porosłe, jak na złość, najzieleńszą trawą. Trudne i długie to zdanie, ale że i potrzeby rosną, mój język może stawiać, napasionym czytaczom, coraz większe wymagania. Postaram się być zatem coraz mniej zrozumiały.
Ale jeszcze nie dziś.
Po serii obżarstw związanych ze świętami, tonach posiłków zawierających wyłącznie nasycone tłuszcze obniżające, wbrew pozorom, zły cholesterol, należałoby zjeść coś bardziej szkodliwego.Wybór padł na sałatkę składającą się wyłącznie z samych trucizn zalegających w owocach. I tak...
Zabójcze banany, torturujące śledzionę, zostały skrojone wraz z nasiąkniętym strychniną kiwi. Jakby tego było mało, dorzucone zostały fragmenty trujących mandarynek i, O laboga! Gruszek! uważanych za jeden z najbardziej sraczkotwórczych owoców we wszechświecie. Nie dało się pominąć pomarańczy. O ich szkodliwości nawet nie warto wspominać. I winogrona. Te zaczynają żyć dopiero w połączeniu z wodą i drożdżami, bo same są wręcz ohydne. Mordowanie taką kolacją wymaga dodania łyżeczki  brązowego cukru i zatęchłej porcji rodzynek. Nie zaszkodzi skropić całość jakąś brandy i pozostawić na godzinę w lodówce.
No...
Jeżeli to Was nie zabije, to śmiało możecie zostać królem Filipem Pięknym i wymordować wierchuszkę zakonu Templariuszy jakiegoś 13 w piątek. I, mimo że całość wygląda nawet całkiem apetycznie, to jest to zestaw powalający każdego mamuta w pięć minut. Źle zrobiłem, że zjadłem. Tracę właśnie wzrok i nie mogę znaleźć kabla. Doczołgałem się resztką sił do pokoju i wydębiłem kawałek kabla od żonusi, mogę zatem zaprezentować coś, co ma większe możliwości niż woda królewska. Ale muszę się śpieszyć, bo rozpuszcza salaterkę...


To okropne uczucie tak bezczelnie próbować Was potruć, ale jakoś będę musiał to przeżyć. Jeśli oczywiście ja przeżyję kolację pozbawioną jakichkolwiek walorów smakowych, kalorycznych i odżywczych. A Fe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz