piątek, 10 kwietnia 2015

Tam mnie szukajcie...

Przechodząc dziś przez okoliczny ryneczek usłyszałem z ust ogromnej, z każdej strony, emetyki, biadolenie... właściwie to nie biadolenie, to był syk kobry przed atakiem: "Te skurwysyny zabili nam prezydenta; te Ruskie... z Tuskiem". Podszedłem do niej i powiedziałem żeby zmieniła lekarza, bo ten ją oszukuje. I źle powiedziałem.
Bo to nie lekarz ją oszukuje.
To demencja i Rydzyk wykonują swoja robotę po mistrzowsku!
Chciałbym napisać: Uczmy się od nich!
Ale to tak jakby napisać: Jedzmy gówno! Miliardy much nie mogą się mylić!
Nie tędy droga.
Proponuję ogólny dostęp do Pavulonu. Dla zramolałej umysłowo, otumanionej "Marysią" i pislamem, rzeszy emerytów, ilość przyjmowanych leków jest całkowicie obojętna i jeden dodatkowy nie zrobi im żadnej różnicy. A może przedawkuje?
I żeby było jasne!
Moja mama i teść także są już dawno emerytami. Jednak żadne z nich, nigdy, nie zniżyło się do poziomu postrzegania świata z perspektywy przykościelnych dupków.
Przemierzyłem kilka lat temu Europę swoim busem mając dowód rejestracyjny od osobówki. Zorientowałem się dwa tygodnie po powrocie. Opowiedziałem o swoim debilizmie koledze, który skonstatował krótko: I co? Można?
Ano można.
Pod warunkiem, że wreszcie wyeliminujemy defetystycznych i zakłamanych skurwieli, mącących w głowach i tak skołowanych wiekiem, niekoniecznie tęgich, emerytek i emerytów.
Bo ten cały socjotechniczny szmelc, który uprawia cały PiS, przypomina jedynie największe osiągnięcia hitlerowskiej i stalinowskiej propagandy dla swołoczy.
Robią dziś obchody katastrofy smoleńskiej szwędając się po Warszawie od ósmej rano, ale dopiero teraz, późnym popołudniem, jego wysokość Kaczor śmiał przemówić do rozpalonego oczekiwaniem plebsu. W międzyczasie ten kutafon, Macierewicz, odwalił swoją działkę psychodelii, którą wszystkie telewizje skrupulatnie musiały odnotować (no, bo jakżesz by nie mogły tego zrobić; mają misję!). I pożywka dla maluczkich jest. Nawet ja daję się na to nabrać. Ale nie szkodzi.
Jest takie zdjęcie, gdzieś na fejsie, kota na schodach. I każdy ma problem czy ów kot wchodzi czy schodzi. Każdy widzi to, co chce i nikt nie da się przekonać. To samo mamy w polityce.
Niech mnie szlag trafi jeżeli jeszcze kiedykolwiek o niej coś nabazgram.
Może nawet nie będę już musiał, bo 19 maja lecimy sobie do Angolów i, jak mnie najdzie cholera, to zostanę kloszardem z meldunkiem: Tower Bridge, karton siedemnasty od północy. Na wszelki wypadek bierzemy z żoną śpiwory.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz