środa, 8 kwietnia 2015

Od Sasa do Lasa

Pięć lat wstecz rozbił się prezydencki Tupolew i zginęło 96 (?) osób. Z obecnych doniesień pismenów wynika, że była w samolocie załoga i 92 prezydentów Jarosławów Kaczyńskich z żoną. Potwierdził to ponoć niemiecki dziennikarz Jurgen Roth pisząc o tym wydarzeniu książkę. Jak widać idiotów mamy wszędzie i żadne geograficzne granice państw nie są wykładnikiem mądrości. Tak szczerze mówiąc.. Jedyne czego żałuję po tej katastrofie to to, że nie miałem żadnego wpływu na obsadę podróżnych. Można by było załatwić tak wiele spraw za jednym, hmmm... zamachem... A tak... 91 prezydentów z żoną poległo na marne. Może jeszcze jeden łysy, sikający na siedząco dupek, ksywa: Gosiewski. Bez żony, dzięki której dowiedzieliśmy się kto rozpylił mgłę nad lotniskiem.
Ale ja dziś nie o tym chciałem...
Nieznana mi z nazwiska pani doktor, znaczy lekarz, opowiedziała w jakichś wiadomościach mrożącą krew w żyłach historię o tym, jak to emerytowany pacjent uderzył, pobierającego mu krew pielęgniarza, najpierw w twarz, a potem w głowę. To podobnie jak ja, kiedyś, przeciąłem sobie skórę na dłoni, a później skaleczyłem się w rękę. Innym razem zatankowałem paliwo i wlałem ropy do baku. Najważniejsze jest żeby mieć tyle samo lądowań co startów. Na szczęście wyrosła nam już rzeżucha, która nie pachnie najładniej, a potem śmierdzi. No i czy nie jestem pilnym uczniem telewizorni?
Od świąt zjadłem chyba trzy posiłki, w zasadzie same ryby. Lwią część smakołyków, mimo biblijnego obżarstwa, trza było zamrozić. Nie uchowała się jedynie wódka, ale to tylko dlatego, że alkohol, menda jedna, zamrozić się w standardowej lodówce nie chce, a nie można pozwolić mu się zepsuć. Bo jest drogi i trzeba za niego dużo zapłacić. Pierwszy dzień po świętach, w pracy, wymaga wiele samodyscypliny.
Przypomniał mi się dowcip...
Na zebraniu związkowców odzywa się przewodniczący w takie słowa:
- Ponieważ udało nam się wywalczyć pięciodniowy tydzień pracy, musimy zacząć walczyć o czterodniowy tydzień pracy! A jak wywalczymy czterodniowy tydzień pracy - musimy zacząć walczyć o trzydniowy tydzień pracy! Jeżeli wywalczymy już trzydniowy tydzień pracy... Pozostaje nam walka o dwudniowy tydzień pracy!
- Oczywiście! - głośny szmer poparcia obiega salę.
- A jeżeli wywalczymy dwudniowy tydzień pracy, to musimy zacząć walczyć o...
- Jednodniowy tydzień pracy!!! - euforia związkowców przybiera na sile.
- A jak już wywalczymy jednodniowy tydzień pracy... - tu chwila namysłu... - to będziemy przychodzić do roboty, powiedzmy... We środę!
Nastała chwila grozy. W końcu sali uniósł się jeden odważny paluszek związkowca z pytaniem:
- W każdą środę?

Te bankrutujące niedawno kopalnie sprzedają dziś węgiel za połowę ceny, bo muszą się jakoś ratować przed plajtą. Będą mieć na wypłaty, ale powalą na kolana inne kopalnie. I o to się związkowcy bili! Czy jeszcze ktoś wierzy w ich dobre intencje?
Zawsze sobie obiecuję nie pisać o polityce. Ale to się zwyczajnie tak nie da! Jeżeli polska polityka jest wyłącznie zamglonym kręgiem piaskownicy dla nieuków w spółce z oszustami, to jedynie co mogę, to walnąć ją czasem w twarz, a potem w głowę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz