piątek, 24 kwietnia 2015

Nie mogę się doczekać...

Mam dziś próżnię zamiast mózgu po całotygodniowym ściganiu własnego cienia. Chce mi się już wakacji! Drżę już z niecierpliwości, aby wsiąść do samolotu i uciec z prędkością tysiąca kilometrów na godzinę z szarej Łodzi.
I spotkać się z synem...
Bo, co by nie mówić, tęskni się za swoim dzieckiem. Przez ostatnie trzy lata widzieliśmy się może ze cztery miesiące, a prognozy wcale nie są lepsze. Nie wiem ilu z Was poznało to na własnej skórze? Życie ucieka, a stracony czas ni cholery, nie chce się wrócić. Zawsze, kiedy odlatywał na kolejne pół roku, czułem w gardle rosnącą kluchę. Kiedy przylatywał zresztą także. I chociaż zwykle po kilkunastu minutach zaczynaliśmy się już kłócić to... wicie, rozumicie...
W sumie to i jemu nie zazdroszczę takiej tułaczki. Wszystko to fajnie wygląda później, w papierach. Byłem tam, skończyłem to, CV pęcznieje, a jego łóżko jest wciąż puste...
Kłócić się, rzecz jasna, mam z kim, i jest to ważna część życia podnosząca ilość adrenaliny skracającą nam czas. Ale czy aby na pewno musimy dążyć do jego skracania?
W mojej ulubionej książce: "Paragraf 22" jest postać Dunbara, który uwielbiał się nudzić, bo to wydłużało mu życie. Każda zmarnowana sekunda, wlekąca się w nieskończoność, była niczym bandaż na jego ranę w walce z uciekającym czasem. Zginął.
Ja jestem typem raptusa, chcę wszystkiego od razu, nie umiem czekać. Właśnie ten czas, pomiędzy działaniem, jest dla mnie torturą i wcale nie mam wrażenia, że wydłuża on moje życie. Tylko frustruje. Pewnie dlatego czuję potrzebę pisania choćby tego bloga. To zdecydowanie coś, co zaprząta mi mózg, nie pozwala na nudę i jest pewną formą kreacji, w której czuję się najlepiej. Tak, lubię sobie skracać czas! I wcale nie mam wrażenia, że skraca mi to moje życie. Wręcz przeciwnie! Lubię pracować pod presją, spieszyć się i denerwować. To mnie mobilizuje i uruchamia zapyziałe zakątki wnętrza łepetyny. Pewnie dlatego, zanim zasnę, muszę wykonać kilkaset prób ułożenia się w pozycji: "Zaśnij wreszcie gamoniu!".
Nie wiem czy już o tym pisałem, ale...
Starsi ludzie opowiadają historię swojego życia poprzez pryzmat dziesięciu wyjazdów na wakacje.
- A jak byliśmy w Ustce...
- A pamiętasz, w Sopocie...
Nie są to moje klimaty. Nie chcę na starość mieć wspomnień z pięciu miesięcy swojego życia. Chcę pamiętać wiele lat, każdą porażkę i każde zwycięstwo. Zwyczajnie... Chcę mieć o czym opowiadać wnukom. One będą mieć o wiele lepszą pamięć i natychmiast powiedzą: Dziadek! Już to mówiłeś! Godzinę temu!
I wyjdziemy na idiotę, starego pryka z demencją, sklerozą i brakiem szacunku w oczach tych, na których nam najbardziej zależy...
Dlatego uważam, że należy sobie skracać nasze życie wydłużając je, tym samym, do maksimum. Cóż po nas zostanie jeśli nie nasze myśli i słowa?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz