sobota, 11 kwietnia 2015

Wieczorny spacerek

Od czasu do czasu ktoś mnie pyta ile, w tym co piszę, jest prawdy? Gdybym powiedział, że 100% i tak nikt by mi nie uwierzył. I pewnie miałby rację, bo nie sposób czasem choćby czegoś nie przekręcić. Zwykle jednak udaje mi się zachować klimat opisywanych zdarzeń. A to, że patrzę na nie poprzez pryzmat mojego pokręconego mózgu, ułatwia mi ich opisanie. Prosty przykład...
Wychodzę wieczorkiem do sklepu tuż za rogiem. Muszę dodać, że mieszkam w centrum, otoczony murami, asfaltem, betonem i tysiącami aut. Na metr ziemi, pod tym całym bałaganem, przypada pewnie z dziesięć dusz ludzkich, osiem psich i cztery kocie. I jeden żółw. U mnie w domu. Ale ten zmyka ze swojego terrarium rzadko, a na ulicy, ani podwórku, nie był od zarania swoich dziejów. Inaczej ma się sprawa z rzeszą rozszczekanych pupilków prawie każdego sąsiada. Prym w ich posiadaniu wiodą starsze panie, wlokące na stumetrowych smyczach po dwa, lub trzy, drące się wniebogłosy, kundelki, i blokujące chodnik z połową jezdni. Bieg przez płotki. Ruchome i nieobliczalne, pozostawiające za sobą kilogramy min przeciwpiechotnych i palmy uryny na kołach samochodów. A wieczór to czas eskalacji. Jak na pierwszomajowym pochodzie... W bezpiecznej odległości (bo te panie starannie dbają o odstęp), zataczają kwadrat ulic (jeżeli kwadrat można zataczać...) w posępnej zadumie nad tajemnicami bytu i kompletnym brakiem szacunku do innych. Nie chcę być znowu złośliwy, ani generalizować, ale kobiety mają w sobie więcej ksenofobii niż faceci. Zakładam, że jest ona wynikiem większego poczucia obowiązkowości na co dzień, co jest oczywiście zbawieniem dla nas, mężczyzn, ale niekoniecznie zawsze i wszędzie powinny nim epatować. Przyznaję się bez bicia. Nie cierpię omijać psich gówien tylko z tego powodu, że jakaś zasuszona staruszka wykłada na nie połowę swojej emerytury. Niech dołoży jeszcze pięć złotych na torebki i poskraca smycze to przestanę zrzędzić.
Nie byłem dziś w sklepie, nie minąłem żadnych psich odchodów. Pewnie gdybym wyszedł, tak właśnie by było. I no ile w tym prawdy? Wszystko i nic.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz