niedziela, 19 kwietnia 2015

Żyjmy dłużej!

Pewien rosyjski naukowiec, nazwisko ma zgoła nieruskie i zapomniałem jak go wołają, kategorycznie stwierdza, że każdy człowiek może żyć nawet i tysiąc lat! Potwierdzają to jego badania na jakichś żyjątkach, którym przedłużył, iluś tam krotnie, ich żywot. Super!
ZUS dostałby kurwicy śledziony mając w obowiązkach wypłacanie emerytury każdemu matuzalemowi przez lat dziewięćset trzydzieści trzy. Ale ja tniutniam tę instytucję. Badania owego ruskiego geniusza takoż. Wyobrażacie sobie, że będziecie czytać moje dyrdymały kolejne tysiąclecie? Przecież nikt przy zdrowych zmysłach tego nie wytrzyma! Ze mną na czele. Żyję w nadziei, że taki koszmarny scenariusz się jednak nie sprawdzi, bo...
Wyobraźcie sobie jednak słuchać i oglądać pysk Macierewicza kolejne dziewięć stuleci. Zapieprzać każdą miesięcznice dookoła Warszawy z Katyńskim na czele i kupować, co dziesięć lat, większy o dziesięć cali telewizor, aby oglądać "Taniec z Gwiazdami" z sześćsetletnią gwiazdą serialu "Rancho" erotycznie kręcącą sześćsetletnim tyłkiem? I gdzie ja miałbym  zmieścić sześćset pięćdziesięcio calowy ekran do oglądania podobnego szkaradziejstwa?  I jak miałbym się zwracać do starszego o dwieście lat żula spod Biedronki w sytuacji, kiedy ja mam lat siedemset?
Spier... stary capie?
Słowo "stary" przybrałoby wówczas zupełnie nowy wymiar.
Młody także...
Bo do jakiego wieku byłoby się młodzieńcem? Do setki? Sto lat na ręcznym? Litości!!!
Nie będę Was dłużej maltretował moją rozbujałą wyobraźnią, bo zaczynam pracować nad przedłużeniem sobie życia. Tak połowicznie. Wczoraj najedliśmy się dramatycznie skracającej żywot pizzy, która wyglądała tak przed upieczeniem:


A po upieczeniu tak:


Dodam nieskromnie, że widoczne obok sosy, są wyłącznie moją produkcją zatykającą półwieczne aorty z wręcz encyklopedyczną perfekcją, co mnie, akurat, niewiele obchodzi mając w planach tak odległą śmierć. Ale, tak dla bezpieczeństwa, równoważąc przedwczesny zgon w wieku lat pięciuset, niedzielna kolacja to istna orgia zdrowia, składająca się z pomidorów, cebuli, śmietany, kiełków i odrobiny przypraw, przepchnięta z trudem herbatą bez cukru. Nie wiem czy tak zdrową żywność mój żołądek wytrzyma. Krnąbrny to organ, który nie radzi sobie bez kiełbasy i masła, że o piwie nie wspomnę. Na wszelki wypadek zamieszczę zdjęcie owej potrawy dla niemałej, jak mniemam, rzeszy masochistów.



I tak oto, dwoma posiłkami, porozpieprzałem cały naukowy dorobek pewnego Ruska, którego nazwiska nie pomnę. Skacząc po dwieście lat między pomidorem a bandą zabójczych węglowodanów,  ryzykując własnym życiem, poświęcam się w imię nauki.
Amen


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz