wtorek, 24 czerwca 2014

Czas płynie...

Rozpocząłem pisać swojego bloga 18 stycznia tego roku. Minęło zatem pięć miesięcy i sześć dni... Właśnie obliczyłem sobie, że otwieraliście mojego bloga 15880 razy. To 3138 razy na miesiąc i 104 razy dziennie! Cholera! Ale jestem dumny! Dziękuję Wam serdecznie! Rozpoczynając swoje pisanie, nawet w najśmielszych snach, nie spodziewałem się takiej ilości czytelników! Przepraszam część czytających za swój mało parlamentarny język, ale jest on wynikiem moich początkowych założeń pisania dla osób, których nie drażni język codzienny i mają w nosie zakłamany bon ton, którego przykłady obserwujemy na co dzień w nadmiarze. Bo cóż z tego, ze z ust naszych prominentnych koryfeuszy płynie miód z cukrem w telewizji, skoro tuż po zejściu z wizji zachowują się jak dostawcy kokainy dla gimnazjalistów? Nie trawię podobnego zakłamania choćby z tego powodu, że miałem okazję poznać część owego establishmentu.

Kilka lat wstecz remontowałem wnętrza dużego budynku, w Łodzi, robiącego za plebanię dla prawosławnych księży. Mieszka tam także biskup diecezji łódzkiej - Szymon Romańczuk, rozciągającej się od Poznania do Tatr. Całkiem sympatyczny jegomość, znający kler każdego autoramentu od podszewki. Kiedyś nasza rozmowa zeszła na biskupa Głodzia, ksywa Flaszka. Tylko się uśmiechnął gdy powiedziałem na głos jego pseudonim. Oglądałem go niedawno w tv... To przerażające, że ten koleś nie wstydzi się wciąż pokazywać na wizji! Szkoda mi czasu na pisanie o tym gazerze w kontekście nowych wiadomości o biskupie Szymonie, jako wtyczce SB o pseudonimie "Marek". Jak nie agent to opój... Katastrofa! Zastanawiam się, jakim cudem uchowałem się przed skaperowaniem mnie do jakiejś siatki informatorów? Miałbym się teraz czym chwalić! Agent Darek, pseudonim "Pawian" - gadatliwy i głupi, trochę krnąbrny, ale po wyrwaniu kilku paznokci i nocy siedzenia na odwróconym stołku - dziwnie spolegliwy. Może to lubi?
Lubię, lubię...
Nie mogę powiedzieć nic złego o prawosławnych księżach. Pędzą szalony bimber, którego nie lubię i są przemili. I mogą się żenić! Niby niewiele, bo małżeństwo przecież nie wpływa na pozytywny ogląd świata, dostarcza jednak frajdy czynienia podchodów, niczym licealista z papierosem w kibelku na I piętrze. Dymu huk, ale... Przecież tu nikt nie pali, Panie Psorze.
Będąc w wojsku dostałem propozycję pozostania w armii na etat. Obśmiałem wówczas niejakiego sierżanta Waszaka za to pytanie. Dziś chyba trochę żałuję, byłbym teraz zapewne wojskowym emerytem i właścicielem firmy ochroniarskiej "Garde du Corps". Bo niby czemu wszystko musi być po angielsku? Miałbym kupę kasy i własną ksywę w SB. I miałbym wszystko w dupie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz