wtorek, 17 czerwca 2014

Florencji kawałeczek

Pomarudzę dziś o historii Florencji. To miasto, które trzeba umieć zwiedzać i lepiej przygotować się na miesiąc pobytu, bo inaczej zaledwie liźniemy to wszystko, co zamierzamy zjeść. Moje dwa wypady to tego miasta były jak oglądanie spadających meteorytów. Przemknęły z drugą prędkością kosmiczną. Nawet tysiąc zdjęć, które zrobiłem, nie może tego zmienić i napędza jedynie złość, że byłem tak blisko, a nie widziałem... No, bo wicie, rozumicie... Inaczej zwiedza się Pałac Kultury w Warszawie, który didko Josif Wisarionowicz kazał wznieść ku swojej chwale, i tyle ma wspólnego z historią, co ja z koloratką, a inaczej każdy kamień przesiąknięty dwoma tysiącami lat wzlotów i upadków kultury, która zmieniła Europę w to coś, w czym dzisiaj żyjemy. Dlatego serdecznie odradzam wyjazd do Florencji bez uprzedniego przeczytania kilkudziesięciu książek, bo... To miasto jest jak inne... Stoją tam domy, kościoły, są muzea i McDonald's. Można zjeść kawałek pizzy na każdym rogu i wypić kawę za 10 Euro wpatrując się w kampanilę Giotta z początku XIV wieku.



To ogromna budowla, która rzuca się w oczy z daleka. Rzecz w tym, że zbudowali ją o okresie panowania w Polsce Władysława I Łokietka, którego syn, Kazimierz Wielki nawet nie przymierzał się do zostawienia Polski murowanej. Warto to wiedzieć patrząc na ogrom czwartego do do wielkości kościoła na świecie, którego budowa rozpoczęła się w roku 1294... Warto także wiedzieć, że budowniczy owej katedry, Brunelleschi, zaprojektował największą kopułę od czasów starożytnych, i nie ma do dziś, wyższego budynku we Florencji. Czemu także nie możemy wiedzieć, że on, jako jedyny, został pochowany, dla uczczenia jego geniuszu w krypcie, która skrywa fundamenty jednego z pierwszych kościołów w historii chrześcijaństwa, Santa Reparata, z przełomu IV i V wieku naszej ery. Oglądanie tych wspaniałości, połączone z odpowiednią wiedzą, daje całkowicie inną perspektywę obcowania z zabytkami. Wchodząc na szczyt kopuły Duomo pamiętajmy, że po tych samych 414 stopniach wspinał się największy artystyczny geniusz wszech czasów - Michał Anioł! Musimy to wiedzieć, inaczej cała opowieść o Florencji będzie jak zwiedzanie blokowiska w Katowicach. Nie możemy także nie wiedzieć, że blisko znajduje się Galeria dell'Accademia, do której, po 369 latach przeniesiono Dawida, dłuta Michała Anioła...,


...i którego stworzył na dzisiejszym zapleczu Duomo, pracując cztery lata na rzeźbą o wysokości 4, 34 metra.
Wiem, że brzmi to wszystko jak przewodnik po mieście. Niech brzmi, ale to clou zwiedzania. Zaliczanie kolejnych miejsc na reklamowanej trasie turystycznych przewodników nie jest dla mnie. Im więcej wie się o rzeczach, na które się patrzy, tym bardziej się nam podobają. Kopia Dawida na placu nie robi żadnego wrażenia, w sali zaś ogromne. Wyobraźcie sobie... To był tylko kamienny blok, na dodatek z duża skazą i tylko Michał Anioł umiał w nim dostrzec to coś, co powala swoim ogromem od pięciuset dziesięciu lat. Oglądając katedrę z zewnątrz zauważyłem na niektórych detalach podpisy ich twórców.




I choć nie wiemy kim był ów Bartoli, to jego nazwisko nie zaginęło i zapewne teraz uśmiecha się do mnie z zaświatów. 

Zerknijcie na drzwi baptysterium, te naprzeciw katedry, które Michał Anioł nazwał Drzwiami Raju. Oryginalnie są z brązu, pozłacane i nabłyszczane rtęcią. Wyznaczają także początek renesansu w historii Europy - rok 1401. Myśmy wtedy kłaniali się Krzyżakom w pas... Niestety, mało kto wie, że na owych drzwiach...



...To mały ich fragment... Znajduje się także autoportret ich twórcy: Lorenzo Ghibertiego 




Przepadam za takimi szczegółami. Dla nich mógłbym przeprowadzić się do Florencji i bez końca po niej łazić. Nie będę już dłużej zanudzać Was swoimi pasjami, chcę jedynie o nich napisać. Chyba mi wolno? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz