wtorek, 10 czerwca 2014

Trochę o UFO.

Nie znam chyba nikogo, kto nie mógłby w przeciągu dwudziestu sekund pstryknąć dziś zdjęcia. Każdy posiada urządzenie, które to umożliwia. Obojętnie gdzie jesteśmy, zawsze kieszeń albo torebusie wypełniają nam coraz bardziej zaawansowane gadżety, pozwalające zachować po wsze czasy każdy łyk napoju w barze, liźnięcie loda czy namiętny pocałunek z najświeższą dziewczyną. Namiętnie utrwalamy na filmikach naszą bezdenną głupotę w walce z grawitacją. Rozsyłając je po różnych You Tubach promieniujemy szczęściem, że oto znaleźliśmy jeszcze głupszego, którego to bawi. Wspaniałymi obiektami fotek są nasze zwierzątka, zachody słońca, zasypany śniegiem park, albo BMW M3 parkujące przed naszym domem. Zdjęć przyrasta z prędkością reakcji jądrowych, zapychamy nimi pamięci telefonów i komputerów. Mam ten sam problem. Każdy mój wyjazd na wakacje to kolejnych tysiąc fotek minimum, które oglądam zwykle tylko raz po powrocie. Ważne, że są i przysparzają nam odrobinę nieśmiertelności. Jest jednak pewna sfera naszego życia, która z tego powodu ucierpiała. Mamy coraz mniej opowieści o UFO. Wszak w dobie tak banalnie łatwego dostępu do mediów powinno ich przyrastać równie lawinowo. I tak właśnie jest! Tylko szukamy nie tam gdzie trzeba. Oglądałem niedawno jakiś program o różnych 'bliskich spotkaniach"... Śmiać mi się chciało z nadętych opowieści o światłach w ciemności, gęstych lasach i latających spodkach, w których, rzecz oczywista, przybyli kolejni najeźdźcy-krwiopijcy, aby zgwałcić wszystkie krowy.
A nasi, wyhodowani na piersiach naszych matek, zadomowieni przedstawicie obcych cywilizacji, dyktują nam swoją wolę i nie dość, że znikąd nie przylecieli, to jeszcze nigdzie się nie wybierają. A wielka szkoda, bo z przyjemnością dofinansowałbym powrót na planetę ZetaS4/12 w gwiazdozbiorze Oriona większości prawej części naszej sceny politycznej, których przodkowie zasiedlili Ziemię próbując wprowadzać zasady z miejsc zupełnie nam obcych, i którzy mącą w głowach ludzi starszych i bardziej podatnych na hipnozę.
Przecież to oczywiste, że są to zdjęcia kosmitów, których, jak to zwykle bywa, szukamy nie tam gdzie trzeba.
 














Uważam, że nauka powinna ruszyć natychmiast w inną stronę i skoncentrować się nie na szukaniu obcych, ale zbudowaniu pojazdów, które odesłałyby tychże w miejsca należne ich pochodzeniu. Będę drążył ten temat niczym Erich von Daniken nawet wówczas, kiedy wystraszony Antoś dorwie mnie nocą w krzakach pod Wrocławiem i powie całą prawdę o Smoleńsku i oszustwach wyborczych. Bo że sprawcą obu byli przybysze poruszający się spodkami, to już jest pewne. Ja osobiście stawiałbym na północne Koreanki, którym nie straszna nawet grawitacja i z łatwością mogły opanować lecącą salonkę.








Na nic wysiłki siedzących w klimatyzowanych namiotach Amerykanów, nie mają szans. Pochodzą z innych planet o mniejszym ciążeniu i jedzą bardzo niezdrowo...




 Piją jeszcze gorzej...




 A później chcą pilnować porządku na świecie...




 Jak widzicie, w starciu z kosmitami, nie mamy specjalnych szans, ale naszym obowiązkiem jest ich piętnowanie. Wkrótce nowa porcja moich odkryć. Dobranoc


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz