środa, 4 listopada 2015

Krótki wpis o obciąganiu

Sam proces obciągania nie jest specjalnie trudny. Trzeba mieć wężyk, dawcę i chęci.
Pomijając szczegóły...
Należy uzbroić się w cierpliwość i czekać końca. Czasem trwa to dłużej niż byśmy chcieli, ale upragniony finał nadejdzie. Nie należy przestawać obciągać. No, może dla nabrania tchu i zmiany pozycji.
Co ciekawe...
Płeć jest bez znaczenia, często nawet lepiej jak robi to facet, bo wie, że nie jest to robota na marne, a upragniony koniec się zbliża. Bywa tak, że jeżeli robimy to w kuchni, nasze kapcie mogą się później lepić do podłogi. Właściwie to najlepszy powód nie przenoszenia się z obciąganiem na salony, bo można wszystko upaprać klejącą substancją. Ale jakże oczekiwaną!
Przyznaję się bez bicia. Zrobiłem to dzisiaj pierwszy raz w życiu. Nawet jestem trochę dumny, że mi się udało do końca, ale jak się już zaczęło...
Nie jestem fachowcem, nawet mi się to podoba. Powtórzę to z pewnością w przyszłym roku. Jak się ktoś uprze, to może to robić częściej, ale ja czuję potrzebę odreagowania. Musiałem się, na dodatek, najeździć po Łodzi, ale udało się!
Kupiłem bowiem "Wężyk Do Obciągania Wina" i mogłem wreszcie zlać kilka kilo nieładnej brei, którą mam zamiar przerobić na grappę z nadzieją, że obejdzie się już bez obciągania. Idę spać, bo chyba opiłem się oparami. W sumie to nie wiem jak można to inaczej nazwać? Spuszczanie?

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz