sobota, 14 listopada 2015

Strzałkowski nie żyje!

Jest taki dowcip... Nie bez kozery uzurpujący sobie prawo do najdłuższego dowcipu na świecie. Nie będę nikogo zanudzał jego pełną wersją, a skrócona brzmi jakoś tak:
Ciemne kino. Początek seansu niezwykle wciągającego srilera, publika powoli przemacza ze strachu świeżo naciągnięte przed wyjściem gacie, kiedy na widownię wpada spóźniony widz i pyta pierwszego, obszczanego przerażającym scenariuszem, delikwenta:
- Panie, który to rząd?
- Pierwszy.
- Dziękuję.
Podchodzi do następnego.
- Panie, który to rząd?
- Drugi.
- Dziękuję.
Podchodzi do kolejnego.
- Panie, który to rząd?
- Trzeci, a który pan ma?
- Dwudziesty siódmy...
Czaicie dalszy ciąg?
W dwudziestym siódmym rzędzie pyta pierwszego o numer miejsca.
- Pierwsze.
- Dziękuję. Moje jest dziewiętnaste, przepraszam...
- Panie, które to miejsce?
- Drugie...
Wreszcie usiadł, ale zrobił się głodny. Wyjmuje czipsy i pyta gościa po prawo:
- Chcesz czipsa?
- Nie, dziękuję.
Faceta po lewo:
- Chcesz czipsa?
- Nie, dziękuję.
Kobiety przed sobą:
- Te, blondyna! Chcesz czipsa?
- Nie, dziękuję.
Faceta za sobą.
- Te, łysy! Chcesz czipsa?
- Nie, dziękuję.
Wyjadł czipsy sam, ale zachciało mu się czegoś słodkiego. Wyjmuje cukierki i pyta gościa po prawo...
.............................................................................
Opędzlował sam cukierki i zachciało mu się pić...
- Chcesz się napić?
Do tego po prawo.
- Nie, dziękuję!
Do tego po lewo:
- Chcesz się napić?
- Nie, dziękuję!
- Te, blondyna! Chcesz się napić?
- Nie, dziękuję!
- Te, łysy! Chcesz się napić?
A całe kino:
- Łysy! Napij się!
Wkurwiające jest czytanie nawet najkrótszej wersji...

No... Ale po co ja to wszystko piszę?

Poszedłem na zakupy. Jak co sobota, na okoliczny rynek.
Z pełną torbą zasiadłem na ławeczce obok kolejki do bankomatu. Wśród dziesięciu kolejkowiczów stało starsze małżeństwo.
On... Spokojny z wyglądu i zachowanie dziadziuś, ona... bezzębna jędza w różowych spodniach z kreszu, męskich butach i o wiele za dużej kurtce. Jej gderliwy głos roznosił się na sporym deptaku niczym sztuczna mgła nad Smoleńskiem. Klęła jak szewc. Na szczęście zadzwonił jej telefon. Przypadkowo zgromadzona publika odetchnęła z ulgą. Na próżno.
Odeszła pięć kroków od męża i odebrała...
"No! Cześć! Ja taka, kurwa, chora jezdem. Wyszłam tylko z mężem na zakupy i spierdalam do łóżka. A co tam u ciebie? Jak się czujesz? To, kurwa, dobrze. Pierdolisz? Strzałkowski nie żyje??? A taki był zdrowy! Krzyśkę chuj strzeli ze zmartwienia."
Szczerbol wchodzi na coraz wyższe registry drąc się wniebogłosy na cały rynek i wzbudzając falę rozbawienia wśród przypadkowych słuchaczy. Zaczynamy się z baby naśmiewać. Współczując Strzałkowskiej każdy dokłada swój komentarz i zaczynamy się śmiać.
A baba swoje...
"No, ten Strzałkowski to taki kawał chłopa! A zdrowy!!! No, kurwa, cześć! Spierdalam. Pozdrów Kryśkę. Kiedy pogrzeb? Nie pierdol! W niedzielę nie chowają!"
Wyłączyła telefon, podeszła do męża i oznajmiła.
- Strzałkowski, kurwa, nie żyje!
Wobec śmierci jestem pełen pokory dlatego pozwoliłem sobie zmienić imiona i nazwiska bohaterów. Wpadnijcie czasem na plac Barlickiego. Tam można pośmiać się nawet z pogrzebu.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz