środa, 11 listopada 2015

Żywią i bronią!!!

Z moim laptopem jest tak samo jak z moim busem. Prawie codziennie dokładam coś do ogromnego bagażnika i po pewnym czasie wku.. się, że nic mi się nie mieści. Wożę w aucie chyba wszystko co jest potrzebne do życia. Mam węgiel i podpałkę, przez rok woziłem grilla; jest cały sprzęt dołowienia ryb i okrutny bajzel składający się ze wszystkiego, co może być potrzebne na każdą okazję. Efekt jest oczywisty... Niczego, nigdy, nie mogę znaleźć.
To jest tak jak ze znajdywaniem czegoś w swoich kieszeniach.
Szukając, powiedzmy, zapalniczki...
Zawsze znajdujemy ją w tej ostatniej i wkurzamy się dlaczego od niej właśnie nie zaczęliśmy. Ano dlatego, że gdybyśmy to zrobili, zapalniczka byłaby i tak w innej kieszeni, tej ostatniej. Nie ma na to rady.
Mój laptop ma już kilka wiosen, jest powolny jak Pawlak, zamulony jak czacha Macierewicza i wpieniający niczym radio Marysia. Niebawem czeka go utylizacja. Póki co służy mi jedynie jako maszyna do pisania ale i to sprawia mu większe trudności niż odnalezienie sztucznej mgły na lotnisku w Smoleńsku. Dokładając do piramidy moich nieszczęść brak internetu prawie przez tydzień, oczywistym staje się fakt, że nie pisałem bloga.
Ma to swoje pozytywne strony. Zrobiłem kilkanaście litrów zacieru na winiak i pomalowałem kawałek futryny między kuchnią a przedpokojem, o który moja najukochańsza żonusia suszyła mi łeb od miesiąca. Niech ma! Niech poczuje w domu mężczyznę, który z byle powodu nie piętrzy trudności! A dziś przecież mamy wielkie święto! A ja... jak ten Kopciuszek, przesiewam ziarna z plewami, zmywam, myję lepiącą się zajzajerem podłogę; nawet rano się ogoliłem! Może by tak odrobina współczucia? Gdzież tam! Znieczulica. I ugotowałem po serdelku na kolację!
Doskonale rozumiem teraz dramatyczny szloch większości kobiet, których, upojeni "Żubrem" mężowie, drzemią w fotelach zbywając każde zdanie lakonicznym "ależ... oczywiście... kochanie".
Jeszcze jutro i pojutrze odpoczniemy w robocie, później trzeba będzie zmierzyć się z weekendowym luzikiem.
I żebyś nie wiem ile zrobił (to nauka dla mężów), zawsze zrobisz za mało. Kobiety natyrały się jak górnik na przodku, a my przespaliśmy tydzień w objęciach kochanki.
Nie wiem czy powinienem dodawać dziś jakiś morał, bo mój spacer do pokoju może być ostatnią podróżą w życiu, ale, jak już kiedyś napisałem...
Żony są o wiele lepszymi wdowami niż żonami. Chujowa to dla nas pociecha, ale na lepszą mnie dziś nie stać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz