Zmarł dziś wielki człowiek. Poeta, piosenkarz, aktor i szołmen, facet o wielu twarzach, intelektualista i obrazoburca; gość z gatunku jaki lubię najbardziej... David Bowie. Pewnie niedługo dowiemy się o szczegółach końca jego życia, bo hienowate tabloidy nie zostawią takiego lotnego tematu i wyeksploatują go do bólu, tak jak to było z wieloma nieżyjącymi gwiazdami. Mnie to nie interesuje, wręcz nie życzę sobie tego wiedzieć. Śmierć zawsze była, i będzie, największym i najtrudniejszym okresem samotności, z którym wszyscy będziemy musieli dać sobie kiedyś radę. Nawet jeżeli nie będziemy nie wiem jak tego nie umieć.
I nie ma dziś dla mnie żadnego znaczenia, że nigdy nie byłem jego wielkim fanem, bo zawsze umiałem docenić jego twórczość.
Cześć Jego Pamięci!
Szkoda mi niesłychanie, że nadchodzi czas powolnego żegnania się z idolami mojej młodości. Nawet nie młodości, bo chyba urodziłem się za późno. Beatlesi, Stonsi, Hendrix, Janis Joplin, Deep Purple... i setki innych muzyków z czasów, kiedy to należało umieć śpiewać - aby śpiewać; umieć grać - aby grać...
Jeżeli w ogóle jeszcze żyją, to są podtetryczałymi karykaturami samych siebie i nie chcę ich oglądać.
Bo z rockiem nie jest tak jak z muzyką poważną. Dziadziuś grający Chopina jest wciąż wielkim muzykiem. Ufarbowany na rudo McCartney jest żałosny. Nie potrzebuje także kolejnego miliona funtów na życie, bo ma ich pewnie setki. Książka o jego życiu byłaby o niebo ciekawsza. Wyobrażacie dziś sobie siedemdziesięcioletniego, łysego i pokiereszowanego heroiną Hendrixa, jak odbywa na scenie stosunek z płonącą gitarą? Publika umarłaby ze śmiechu.
Bowie z pewnością wiedział, że umiera, ale odszedł z klasą. Nagrał fenomenalny album, pokazał, po kilkunastu latach, swoje rockendrollowe oblicze i odszedł w zaświaty. Niewielu tak umie. Jeszcze mniejsze grono na to stać i to jest wielki powód, aby kupić dziś jego wszystkie płyty i przesłuchać od nowa w kontekście całego jego życia.
Dla mnie na zawsze zostanie niegrzecznym facetem ze skłonnością do łóżkowych eksperymentów, fajką w zębach i ponadczasowym muzykiem.
Może i przegrał walkę z rakiem ale wygrał z historią!
Sprofanuję mój dzisiejszy wpis pewnym cytatem...
"Ktoś wygrał te wybory, ktoś je przegrał. Ktoś jest większością, ktoś
mniejszością. Oczywiście mniejszość ma swoje prawa. Nikt mniejszości
praw ani nie odmawia, ani nie ma zamiaru odmawiać. Ale każdy kraj ma być
rządzony z wolą większości, bo na tym polega demokracja, o to w tej
demokracji chodzi, żeby wybierać i podejmować decyzje zgodnie z tym, co
naród uznał za niezbędne do zrealizowania - mówił Macierewicz w Radiu
Maryja i Telewizji Trwam."
Nie wiem czy lepiej żyć i go słuchać, czy nagrać ostatnią płytę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz