sobota, 2 stycznia 2016

Frytki z colą

Co i rusz kręcą jakiś nowy program, głównie Amerykanie dla swoich ziomków z gatunku: Czego nie wiesz (albo chcesz się dowiedzieć) o jedzeniu. Dziś jeden oglądałem i zwyczajnie można puścić pawia! Żadnemu nie przyjdzie do głowy prosta myśl, że można czegoś zwyczajnie nie zjeść!
Zawsze trzeba zjeść tyle samo!
Każdy obiad musi składać się z tylu samo kilogramów amerykańskiego żarcia, które jest z założenia paskudne, ze smaku jeszcze gorsze i koniecznie musi go przygotować kucharz w restauracji.

W dzisiejszym programie pewien dziennikarz zjeździł całe Stany w poszukiwaniu kogoś, kto próbuje zrobić to samo co wszyscy, ale zmniejszyć w tym czymś ilość zjadanych kalorii.
Ale w żadnym wypadku nie można zmniejszyć ilości!
Jakiś jeden zaszalał i odrzucił trzy frytki!

Uskok San Andreas odetchnął z ulgą...



Zaproszeni na ów "bezkaloryczny" obiad, a były to encyklopedyczne przypadki amerykańskich knurów, dostawali orgazmu na wieść, że zeżarli tyle samo, zjadając o dwieście kalorii mniej.
To tak jakby się cieszyć, że wprawdzie przejechał po mnie samochód, ale był to zwykły pickup, a nie tir z przyczepą wypełniony ołowiem. Ciekaw jestem czy ktoś policzył ciężar spłukiwanego gówna na głowę Kalifornijczyka?
Przyznaję się bez bicia...
Nie lubię ludzi, którym potrzeba wiecznego napychania kałdunów zasłania cały świat, a widok dziewiętnastolatka, jadącego na operację odsysania tłuszczu specjalną karetką do wożenia słoni i wymiatającego po drodze siedemnastą paczkę czipsów, budzi we mnie jedynie wstręt.

Jesteśmy wszyscy przejedzeni po świętach. Rozumiem to. Każdy na fejsie biadoli ile to przytył w ostatnim tygodniu.
Kropiwnicki zapewnił nam za trzy dni kolejne święto jakichś "Trzech Króli". Konia z rzędem temu, kto wie o co w nim chodzi. Historii tego idiotycznego święta nie będę opisywał, ale wpisuje się ono doskonale w falę współczesnych nonsensów. Pod tym względem doganiamy Amerykę jak gepard ślimaka. Nie wiem czy wiąże się ono z kolejnym obżarstwem obsypanym złotem, mirrą i kadzidłem, ale nie wpłynie ono na ilość maratończyków. Wyczesywanie moherowych berecików nie poprawia kondycji, zwłaszcza intelektualnej, której to brakuje nam o wiele bardziej, niż frytek.






 A co mi tam... Róbta co chceta... ku uciesze lekarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz