Szanując tradycje, moja spłuczka w kiblu, zepsuła się w sobotę wieczór. Wszystko co nawala u mnie w domu, robi to w sobotni wieczór, żebym czasem w niedziele się nie nudził. To lekko denerwujące. Nie mogę iść nawet na sumę. Wprawdzie to, czy na nią pójdę, czy nie, jest bez różnicy, a jeśli iloraz doznań zrównuje się z iloczynem dzielenia przez zero, to pierwiastek jego jest aksjomatem prowadzącym do teorii chaosu, w którym osobiście się gubię. Tak jak w napisanym właśnie zdaniu.
Nie po raz pierwszy dochodzą mnie wieści, że mam tendencję do tworzenia zdań, pośród których czytające je osoby odrobinę się gubią. Luzik! Ja gubię się także. Może właśnie dlatego mogę pozować na intelektualistę. Takiego z galopującą sklerozą.
Pisząc bloga, muszę się czasem na chwilę od niego oderwać. A to w celu zjedzenia czegoś na kolację, a to w celu całkowicie do jedzenia przeciwnym... Powodów jest wiele, ale zawsze ten sam efekt:
Po powrocie do pisania nigdy nie pamiętam o czym chciałem za chwilę napisać. W efekcie, z i tak ginącego w mroku końca mojego wpisu, tworzy się jeszcze głębsza pomroczność na jasnym ekraniku, zmuszająca mnie do kombinowania wszystkiego od początku. Nie likwiduje ona sklerozy, ale wyzwala kolejne pokłady kreatywności. I to jest dobre.
Rzadko kiedy wiem o czym będę pisał. Nie przeżywam przygód Chorego Portiera, nie atakują mnie kosmici. Nawet żule spod Biedronki przenieśli się do kanałów, a mrozy wyleczyły zidiociałych dziadków w kapeluszach z prowadzenia swoich bolidów.
Trzeba być zatem kreatywnym! Ci najbardziej kreatywni zawiązali spółki robienia z siebie idiotów i upychają na fejsie osiemsetny wpis o geniuszu Kaczyńskiego i niepokalanym poczęciu Dudy; co i rusz wymyślają kolejny debilizm potwierdzając słowa ŻYDA!!! Einsteina, który rzekł pewnego razu, że:
"Idiota to taki człowiek, który wciąż robi to samo, a za każdym razem spodziewa się innego efektu."
Ja, za każdym razem chcę pisać o czymś innym, ale spodziewam się podobnego efektu.
Może dlatego twarz wybitnej prawniczki, pani profesor Pawłowicz, o czymkolwiek by nie mówiła, wzbudza we mnie zawsze tę samą porcję histerycznego śmiechu. Jakże głupio muszą się czuć dziś ludzie przepuszczający tę babę z "trzeciej" do "czwartej" bez poprawki z WF-u.
Tę kobietę obraża przecież wszystko! Nawet nic!...
... jak to powiedział pewien buddyjski mnich z zatwardzeniem, bezproduktywnie lewitując nad klopem.
Z mojej dzisiejszej pisaniny wyłania się powoli pewien morał...
Gdyby tuzy prawicy chodzili spać z kurami i wstawali za odgłos piania jakiegoś zidiociałego koguta, być może byliby mogli się kiedyś wreszcie wyspać. A to, że się tak wyrażę, warunek sine qua non do przestania robienia z siebie kompletnych wałów. Nie wyobrażam sobie bowiem, aby nawet tak debilna historia jak nasza, kiedyś ich za to nie rozliczyła.
P.s.
Syn poleciał pisać swój doktorat do Yorku i mamy z żonusią kolejne pół roku jedynie we dwoje. Trochę szkoda, bo uwielbiam chaos, który wprowadza, kiedy przyjeżdża i łezka kręci się w oku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz