Sypie okrutnie i wszystkie łódzkie brudy znikają pod śniegiem. Na szczęście. Zrobiło się cicho i jednokolorowo. Dziadki w kapeluszach poprzykrywali przednie szyby swoich pierdzipędów i skryli się na zapieckach z różańcem rozprawiając o in vitro i niepokalanym poczęciu Dudy. Pięknie się zrobiło, można sobie wyturlać jakiegoś bałwana i do niego postrzelać...
Kilka lat wstecz też była zima. Napadały tony śniegu, które nijak nie chciały się roztopić. Zręczni drogowcy potarasowali nim chodniki, tworząc metrowe zaspy i kłopoty z parkowaniem.
W taką to pogodę, pewnego wieczora, skręcałem do otwartej bramy samochodem. Właściwie to dojechałem do niej z zamiarem skrętu, włączyłem lewy kierunkowskaz i ruszyłem z lekkim uślizgiem. Nagle, tuż za mną, zobaczyłem idiotę, który próbował mnie wyprzedzić, ale zabrakło mu ciut miejsca. Jechał bokiem prosto w moje auto. Szczęściem... odbił jakoś i walnął w kupę śniegu, podskoczył na następnej, przejechał kilka metrów na dwóch kołach i zrobił bączka.
Miał gość szczęście, że moja brama jest zbyt wąska, abym mógł wysiąść w niej z auta i wyjąć mu śledzionę, musiałem wjechać na podwórko. Wkurwiony jak gryzli, który wygląda tak:
... wyskoczyłem z gabloty celem rozszarpania skunksa, który odebrał mi dobry tydzień cennego życia i zgrillowanie jego cuchnących resztek na koksowniku skleconym at hoc z jego poobijanego Nissana.
Nie zdążyłem, prysnął jak ściśnięty paznokciami syfek na policzku. Mózgu nie miał, ale miał refleks.
Ja kiedyś nie miałem...
Podjechałem pod dom kolegi. Słoneczko na niebie se świeci, pusto jak na konferencji prasowej Kurwina-Mikke, szeroki podjazd...
Co w takim przypadku robią prawdziwe lwy, chcące zaparkować? Wsteczny i rura! I prosto w śmietnik wielkości wypasionego żubra. Dobrze, że śmietniki nie mogą oddać, bo sam bym się nadstawił.
Morał jest prosty. Siedźcie w domach niezależnie od pogody. Podobno tam o wypadek najłatwiej. Po co marnować paliwo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz