niedziela, 24 stycznia 2016

Jedzmy Viagrę

Doczytałem się właśnie, że obchodzony jest jakiś "Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu". Tylko tydzień? Jestem zawiedziony. Dzieje się to na siedem dni przed środą popielcową, która jest dniem pokuty - słowa, którego znaczenia nie rozumiem odkąd przestałem obszczywać pieluchy.
Człowiek z wiekiem głupieje.
No, bo co ono ma niby znaczyć?
Ta... Wiem, że wszyscy jesteśmy grzesznikami i naszym obowiązkiem jest latać do spowiedzi celem podniesienia ego spowiednika, dla którego nasze gadanie jest oczywistą wykładnią sprawowania nad nami rządu dusz, bo ón skończył seminarium.
Idąc tym torem myślenia powinniśmy wyspowiadać się taksówkarzowi, po kursie, dlaczego kazaliśmy się zawieść na dworzec z walizką, o północy, bo ma prawo jazdy i koncesję. Każde odwiedziny na poczcie muszą się zakończyć szeptaną opowieścią, do ucha kasjerki, o naszych najskrytszych marzeniach przy wylizywaniu znaczka.
No, a taka apteka...  I opowieść zdziadziałego dziadzia w aptecznym konfesjonale, tuż po wizycie u kardiologa, któremu wyspowiadał się zaraz po swojej wizycie, dlaczego prosi o listek Viagry?
I wcale nie z powodu zamierzonej próby zdobycia szczytu Aconcagua w najwyższych Andach.
Niewiedzącym wyjaśniam, że owa niebieska tabletka ma ponoć zbawienny wpływ na zapotrzebowanie organizmu w tlen.
W sytuacji jego braku.
Ach... te zaróżowione policzki pani magister słuchającej czołobitnych tłumaczeń niedowidzącego i wrzeszczącego na całą aptekę właściciela "starego portfela", że oto chciałby jeszcze raz, przed niechybną śmiercią, przypomnieć sobie i małżonce, tę letnią noc w lesie na szyszkach... Pod Opolem.
Jaka szkoda, że owa "Pani Magister" nie została dopuszczona do odpowiednich święceń i nie może autorytatywnie zakończyć spowiedzi sakramentalnym: "Idź, ale zgrzesz po raz ostatni!"
Brakuje mi wyobraźni, aby skomentować wizytę żony dziadzia w konfesjonale poczekalni u ginekologa.
Wracam zatem do "Tygodnia Modlitw o Trzeźwość Narodu".
Jak mają się owe modlitwy do rzeczywistości - najlepiej wiedzą ich pomysłodawcy. To nieliczne przypadki działań kleru próbujących uratować własne sumienia wjeżdżając na krzywe tory trzeźwości. Nie módlcie się jednak za mnie, bo o wiele bardziej lubię piwo niż Was. Nawet historycznie rzecz biorąc, jesteście skazani na klęskę.
Wszak drugi czwartek marca jest "Światowym Dniem Nerek", a czyszczenie ich jest naszym i waszym świętym obowiązkiem, bo nerki muszą być czyściutkie o czym doskonale wiecie.
Będąc fatalnym orędownikiem jakichkolwiek świąt znalazłem jedno, które do mnie przemawia najmocniej...
Trzecia niedziela sierpnia otóż, to "Dzień Latarni Morskich". To takie duże, rzekłbym wieloznacznie: falliczne budowle, które najlepiej charakteryzują moją genetyczną potrzebę omijania płycizn...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz