środa, 27 stycznia 2016

Samoloty

Znów będę się powtarzać...
Będąc w wojsku miałem nieprzyjemność zbierania szczątków rozbitego samolotu. Był to Su 11, który wyglądał tak:


Miał osiemnaście metrów długości i rozwijał prędkość 2340 km/h. Powstał w roku 1964 i bił wówczas na głowę amerykańskie produkcje. Podobnie do Miga -25, powstałego sześć lat później, dwusilnikowego potwora rozwijającego 2900 km/h i mogącego latać na wysokości trzydziestu siedmiu kilometrów w wersji rekordowej. Niczym jakiś Challenger, kurcze pieczone w pysk!
Pewien ruski pilot uciekł nim poza rejony dostępne swołoczy i wylądował w strefie bezcłowej. Amerykańce natychmiast rozebrali go na atomy i stwierdzili, że ich technologia nie dorasta do pięt tej, z którą mają do czynienia. Poza elektroniką. Wyglądał tak:


Oba te samoloty miałem okazję zobaczyć na własne oczy. Ba! Usiąść w ich kabinach! Fakt, że tych drugich wyprodukowano 1190 sztuk i były skończonymi perełkami na ówczesnym niebie, poczytuję sobie za zaszczyt. Zasiadałem także "za sterami" Migów 15 i Su-22, przepięknym samolocie , na który nie mogłem napatrzyć się w hangarze.


Z boku wyglądał niczym atakujący rekin. Rewelacja! Nie myślcie sobie wszakże, że ze mnie jakiś Gagarin i miałem cokolwiek wspólnego ze sterowaniem fruwających maszyn!
Lubię samoloty, fascynują mnie, a wojskowi piloci to absolutna elita armii każdego kraju. I właśnie jeden z nich zginął podczas ćwiczeń na poligonie w Nadarzycach, do dziś największego w Europie. Silnik stracił na chwilę moc, a samolot wpadł w las, który go poszatkował, wraz z pilotem, na kawałki wielkości paczki papierosów, zanim którykolwiek z nich zdążył dolecieć do ziemi.
Bo te cuda techniki są także niesłychanie delikatne. Sam fakt, że w ogóle latają jest zdumiewający. Nie wiem czy wiecie, ale na wysokości dwóch kilometrów samolot zaczyna puchnąć i wygładzają się wszystkie nierówności na kadłubie widziane na ziemi.
Po cholerę to wszystko piszę?
Nie dajcie się zwieść pieprzeniu Macierewicza i jego coraz to nowych "komisji". Zaręczam, że żaden samolot nie może w praktyce latać na wysokości pięciu metrów nad ziemią i zderzać się z czym popadnie. Mało tego... Katastrofa lotnicza nie wymaga poprawek. Ciała są zmasakrowane w niewyobrażalnym stopniu i pieprzenie, które ostatnio słyszę, że ktoś dobijał żyjących strzałem w tył głowy jest kosmicznym chamstwem, za które należałoby zakończyć żywot tych, którzy to piszą, strzałem w tył głowy.
Jeżeli czyta mnie ktoś, kto w to wierzy, to jest skończonym debilem!
Sorki, ale musiałem to dziś napisać!
Samoloty to najbezpieczniejszy rodzaj transportu, a spektakularne katastrofy, takie jak smoleńska, będą zdarzać się zawsze. Trzeba uszanować tragedię. Robienie z niej szopki jest obrzydlistwem najwyższych lotów, bijącym na głowę rekord Miga - 25.

P.s.
I co? Nie mówiłem? Gdybyśmy nie walczyli o wszystko (Zresztą co to jest wszystko???), tylko grali, może nie dostalibyśmy takiego łupnia w dzisiejszym meczu i kto wpuścił tego kretyna Antosia do Edynburga?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz