niedziela, 27 listopada 2016

Tylko winni się tłumaczą...

To jest pierwszy, a zarazem ostatni raz, kiedy zniżę się do poziomu tłumaczenia niektórym, dlaczego nie urodziłem się wielbłądem.
Wielbłąd wygląda tak:


... A to jestem ja, niestety...


Co więcej... Pokażę także zdjęcie owocu o nazwie: pomelo, które wygląda tak:


Trzy jakże różne zdjęcia, a tyle mają wspólnego..
Zacznijmy od końca. Pomelo zwyczajnie śmierdzi, przynajmniej dla mnie, ma skórkę grubości bełchatowskiej odkrywki, pod którą czai się jakaś wata, a dostanie się do jadalnej części owocu zajmuje dwadzieścia minut. To nie jest koniec problemów. Należy oddzielić właściwy miąższ (trudne słowo, chyba jakieś żydowskie!), od otaczającej go skórki... (kolejne dziesięć minut).
Barowałem się wczoraj z pomelo, więc wiem.
Efekt był mizerny...


... ale tylko pozornie. Został sam smak.
I właśnie o niego chodzi w moich wpisach. Bardzo żałuję, że sporo ludzi najpierw widzi wielbłąda, później mnie i pozornie brzydki zapach, a na końcu dopiero wyczuwa smak. Czytania od końca jednak nie polecam. 
Cieszę się jednak, że dotyczy to bardzo niewielkiej grupy osób, bo niemal na cztery tysiące otwarć, takich leniwych było mniej niż dziesięciu.
Do nich kieruję ten wpis. Niestety nie umiem obierać pomelo w tak idealny sposób:


Nie o to przecież zresztą chodzi...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz