Na ubiegłoroczną pielgrzymkę do Częstochowy poszło siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Rok wcześniej było jeszcze sto tysięcy.
Ilość pielgrzymkowiczów maleje każdego sezonu. Jedni wymarli, inni zeszłego lata zrobili już dzieci w sianie i nie mają czasu na pierdoły, a cała reszta wypad na Jasną Górę, z bambosza, ma po prostu w dupie. W dobie autostrad i Pendolino dostanie się do tego przybytku zajmuje dwie godziny, a z paciorkiem i powrotem góra pięć.
Spoko, nie zapominam o duchowych przeżyciach, które pozwalają odrzucić kule lub zaśpiewać niemowom, ale to przypadki rzadkie i nie reklamowane od paru lat nawet w TV Trwam.
Jest taki dowcip...
Antek, chłop mocarny i wielki miał w ogrodzie jabłoń. Rokrocznie obsypywała się ona kwieciem wkurzając pszczółki zmuszone do ich obsługi, a co za tym idzie, do nonsensownej produkcji miodu.
W wyniku różnych procesów, następujących później, na owym drzewku zaczęły pojawiać się owoce popularnie nazywane jabłkami. Skądinąd ciekawe co było pierwsze... Jabłko czy też jabłko Adama? Do iluż rzeczy można przyczepić się w Biblii! Tak czy siak Antek, chłop mocarny i wielki, pałał do drzewka miłością namiętną i zaborczą. A kiedy już wydała owoce, spał w jej cieniu dniem i pilnował nocą. Przed amatorami jabłek, rzecz jasna. I nastąpiła TA noc! Zbudzony trzeszczeniem gałęzi zerwał się Antek o drugiej siedemnaście. Nie widząc złodzieja dociekł, że ten skrył się w koronie, wsadził swoją wielką łapę miedzy gałęzie, a wyczuwając coś, ową łapę zacisnął. A chłop był mocarny.
Ktoś ty! - zawołał.
Nie doczekawszy się żadnego jęku, bo doskonale wyczuł za co trzyma, a nie była to noga - ścisnął mocniej. Znów cisza. I jeszcze mocniej. A chłop był mocarny i wielki. Po powiększeniu ucisku do siły imadła, spośród gałęzi usłyszał cichy jęk i odpowiedź:
- To ja, Jaśko... niemowa.
Wystarczy więc tylko odpowiednia motywacja, aby i krowę nauczyć surfingu. Kler motywację może i ma, wszak chodzi o jego być, albo nie być, ale mocarny to on już nie jest i Jaśka do mowy zmusić nie zdoła. Czasem jakiś głupol wyjedzie w mediach z kolejnym kretynizmem pogrążającym batmanów jeszcze bardziej i ucieknie swoim A-6 po A4 sprawować duszpasterstwo na krytym basenie Gołębiewskiego w Karpaczu.
Ponieważ jednak każda dziura musi się kiedyś zatkać, dostaliśmy zamiennie Kaczorka wraz z jego armią niedopieszczonych szkodników. Nie daję im długiego żywota, bo żaden reżim długo przetrwać nie może. A dumne hasła o milionach na ulicach przypominają mi mocarnego Antka i jego potrzebę pilnowanie tego, co i tak niedługo samo rozkwasi się o ziemię i zgnije.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz