sobota, 19 marca 2016

Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz

Od kilku miesięcy nie oglądam żadnych wiadomości. Wcześniej także omijałem je wielkim łukiem, aby nie bluźnić na telewizor, bo cóż on winny? Informacje na portalach publikowane są dla ludzi niespełna rozumu, a publikacje internautów... sami wiecie, szkoda gadać.
Jestem niedoinformowany i jest mi z tym cholernie dobrze. Zaczynam nawet odczuwać coś w rodzaju lekkiej, acz pobłażliwej ironii, wobec tych, którzy muszą codziennie zaliczyć całe pasmo informacyjne na każdym kanale. Bo cóż z niego wynika? Pis (za żadne skarby nikt mnie nie zmusi, aby pisać tę nazwę z dużej litery), zawsze będzie bredził to samo, przeciwko zawsze będzie opozycja, KOD nie przestanie strugać jedynego sprawiedliwego, bez ambicji powołania za chwilę jakiejś partii. Miller zawsze będzie się wycofywał i powracał, PSL będzie próbowało lewitacji, a Kukiz jak się głupi urodził, tak głupi umrze. Kolejne wariacje na te same tematy mam głęboko i ani myślę ich słuchać. Wyrosłem z tych igrzysk. Mam także wrażenie, że mój blog jest mniej obciążony sugestiami każdej ze stron i pozwala mi zachować trzeźwość oceny bieżących spraw, od których przecież nie sposób się uwolnić. Publikacje znajomych na moim profilu, z całym szacunkiem, niewiele mnie nie interesują, bo przypływają powielającą się falą identycznych zdjęć o takim samym nagłówku. Rozumiem frustracje, ale ja czekam na oryginalność. A tej, niestety, brakuje. Bo powielanie sprawdzało się w czasach KOR-u, na kserografach z Unry, dziś już nie. Opływamy w dobrodziejstwa internetu, nie zachłystujmy się zatem malizną. Każdego stać na własną ocenę wypowiedzi tego czy innego wariata bez dorzucania do niej identycznego zdjęcia. Zerknijcie na swój profil, a przyznacie mi rację.
Powiecie teraz: nie wszyscy umieją...
Moje początkowe wpisy na blogu także były żałosne. Umiejętność formułowania zwięzłych myśli to sztuka poszukiwania, a nie wyssana z mlekiem mamy. Uczmy się zatem, próbujmy i wyciągajmy wnioski z własnej niewiedzy. Nie jest wstydem czegoś nie wiedzieć, wstydem jest powielać błędy bez ambicji ich korygowania. I o to gorąco apeluję.
Kiedyś, w podstawówce, pani od polskiego wywołała mnie do odpowiedzi z "Pana Tadeusza". Wstałem i zacząłem jakoś tak:
- No cóż...
- Nie zaczyna się zdania od "cóż" - zagrzmiała pani.
- No cóż... - powtórzyłem.
- Nie zaczyna się zdania...
- Wiem, ale cóż...
Nie pamiętam dalszego ciągu mojego wywodu, ale chyba w końcu zacząłem wśród śmiechów współuczniów. Nieważne. Do dziś jednak pamiętam, aby nie zaczynać zdania od "cóż"...
No cóż, wyrosłem z podstawówki, ale w niewiedzę brnę dalej. I jest mi z moim "cóż" całkiem dobrze.
Leczmy nasze przyzwyczajenia i złe nawyki, bo uruchamianie nieznanych pokładów siebie samych przynieść może całkiem nieoczekiwane rezultaty i okaże się niebawem, że zwykły powielacz przepoczwarzy się w Hemingwaya, czego Wszystkim, i sobie, serdecznie życzę.


    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz