No i znowu, zamiast uwalić się bezmyślnie z pilotem w ręku na czymś miękkim i oddać się błogiej bezmyślności trawienia pięćsetnego odcinka jakiegoś serialu, siadam do kompa i skrobię głupoty.
I znowu miałem wczoraj rację.
Kulinaria są ważkim tematem współczesnych i budzą wiele emocji. Od smakowych po estetyczne. Żadne mnie nie dziwią, bo inaczej smakuje zupa krem w pozłacanych kokilkach, a inaczej podana w plastikowej butelce po toniku Hellena 0,5 litra na ciepło.
Jak już zapewne pisałem, nigdy nie byłem fanem blendera i przesysania między zębami gęstawej paćki w nadziei trafienia na coś, co można by od biedy ugryźć. I tu często właśnie smak i estetyka nie idą w parze. Trawestując tytuł któregoś Bonda chciałoby się napisać: smak to za mało. Z drugiej strony wygląd to częstokroć także o wiele za dużo. Nie ma złotego środka, każdy czegoś nie jada z wyłącznie sobie wiadomych przyczyn. Mnie najbardziej odrzucają śledzie. Wyczuwam je niczym Szarik Janka Kosa przez pancerz "Rudego". Gdyby mnie wzięto na tortury, to porcja śledzika z jabłkami sprawiłaby, że przypomniałbym sobie całe drzewo genealogiczne stryjecznego dziadka od bitwy pod Termopilami do Somosierry.
Jaka szkoda, że nie dotarły do nas jeszcze takie... prawdziwe! chińskie lub japońskie zupy, zalewane gorącym rosołkiem...
... które wyglądają tak pysznie, że zrobiłem się głodny. Z sojowym makaronem, grzybami mun i pierożkami. Jeśli jeszcze nie są robione na słodko, to jestem w nich zakochany. Kiedyś podano mi schabowego z połówką brzoskwini na kotlecie. To tak jakby posłodzić jajecznicę. Smakowa pornografia.
Nie jestem pewien czy Polacy są dobrymi kucharzami. Dziś, z pewnością, są mocno zagubieni i na siłę próbują być oryginalni. To kolosalny błąd, bo nasza kuchnia jest wyśmienita i nie trzeba szukać po świecie wydumanych przepisów na smaczne jedzenie. No, do cholery! Ilu Francuzów wybiera przetłuszczoną parówę w odgrzewanej siódmy raz bułce z keczupem, zamiast prostych i smacznych dań z braserii, kto widział prawdziwego Florentyńczyka opychającego się chamskim burgerem?
Tylko w Ameryce bywają kucharki w stylu:
- Ach, Jimmy! Wpadła mi do wrzątku kostka lodu i nie mogę jej znaleźć!
Jutro niedziela i pewnie jakiś rosół. Ugotujcie do niego sojowy makaron i pokrojoną w zapałki marchewkę, wrzućcie kilka pierożków z mięsem i grzybka mun, a będziecie mieć na obiedzie jedną osobę do wykarmienia więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz