poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Deszczowo dziś, zimno i ponuro. Skończyliśmy sprzątać i żona leży z bólem biodra i zawałem prawej części klatki piersiowej. Nie wiem, co robiła przez cały dzień, ale musiało ją to nadwerężyć. Nieważne.
Zapewne każdy z Was obejrzał już śpiewającego księdza, chyba z Walii... To miłe, kiedy ktoś coś umie i potrafi wykorzystać zdolności do szlachetnych celów. Ja znalazłem tylko dwa filmy z tym szalenie sympatycznym gościem, choć z pewnością, nie są to jego jedyne "występy" na ślubach.  Podoba mi się to i doceniam...
Ale, jak to zwykle u mnie, budzi się przekora... Zastanawiam się... Ile, z niewątpliwie szczęśliwych panien młodych, zaczyna lekko wątpić w swój wybór, słuchając takiego księdza?
"Kurde... Czemu to akurat kapłan? Ten mój jak czasem zawyje, to psują się zęby i zaczyna walić grad".
No dobra, a co myślą, siedzące w kościelnych ławach, niestare wdowy i rozwódki? Zaręczam, że niejedna bielizna zmieniła kolor...
Wiem to, bo prawie dwa lata grałem w kapeli po weselach i zawsze wokalista miał największe powodzenie, a to, że uroda nie zawsze szła w parze z artyzmem, zdawało się kobitkom nie przeszkadzać. To jednak specyficzny twór w przyrodzie, a moja teoria, że kobiety są znacznie lepszymi wdowami, niż żonami, jest oczywistą oczywistością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz