środa, 9 kwietnia 2014

Jutro 10 kwietnia. Woda na macierewiczowych młynach kręci kołowrotami z siłą Niagary. PiSmeni szaleją. Wybuchy latającego statku naszych dysydentów przybierają rozmiary Hiroszimy. Idealnie rozsiana mgła nad lotniskiem w Smoleńsku, zebrana szybko po katastrofie do worków, gdzieś się ulotniła, a czarne skrzynki z nagraniami bajek braci Grimm mącą w pecynach komisji i Pana nr. dwa na jedynej słusznej prawicy.
I tak już zostanie.
Pewnie czyta mnie jakaś młodzież; zaręczam Wam, że będziecie słyszeć o tym do później starości. Zakładam także, że śmierć Macierewicza, jakikolwiek powód by jej w przyszłości nie spowodował, będzie zemstą Tuska nad krzyżowcem Antkiem, obrońcą uciśnionych, wizjonerem i przywódcą, jakże odpornych na wstrząsy i wyczesanych do bólu, moherów. Póki co, Władca Smoleńskich Żup, wydobędzie jeszcze niejedną tonę soli, by zakonserwować każdy z pięćdziesięciu tysięcy, rozpieprzonych po całym kontynencie, fragmentów liniowca z salonką.
Tak się składa, że będąc w wojsku, miałem okazję zbierać szczątki SU-21 po katastrofie na poligonie w Nadarzycach. Szczątki pilota również... Niestety. Uwierzcie mi... Roztrzaskany samolot zwyczajnie przestaje istnieć. A gęsty las, w którym się rozbił, prawie wcale nie nosił śladów zniszczeń. Owszem, były pościnane od góry drzewa, ale należało się mocno przyjrzeć, aby to zobaczyć. Tysiące kawałków wielkości paczki papierosów powbijanych było w konary drzew, zakopanych pół metra pod mchem, a roje much informowały gdzie leżą szczątki pilota, z którego znaleziono może połowę... A to tylko niewielki samolot wojskowy z jedną osobą na pokładzie. Niech mi zatem imć Macierewicz nie pieprzy głupot o ogromnej ilości fragmentów samolotu i rozdartych wybuchem skrzydłach, bo gdzie, jak nie w nich, znajdują się zbiorniki z paliwem? Rzygać mi się chce od karmy dla plebsu, która nie ma o takich sprawach zielonego pojęcia. Oczywiście mogę, nawet  lubię, nabijać z głupoty ludzików z PiS-u, rzecz w tym, że dociera do mnie powoli, że owa karma, to nie tylko nie tylko głupota, ale też zwykłe skurwysyństwo. Obiecałem sobie nie kląć! Przestańmy zatem patrzeć na świat przez pryzmat naszych ograniczeń i wybierzmy uśmiech. Wszak to chyba Napoleon powiedział, że należy zacząć się bać dopiero wtedy, kiedy przestają nas przeklinać, a zaczynają się z nas śmiać.
A propos...
Sztaudynger napisał taką fraszkę:
- O Ty, który ustalasz nam gaże!
  O Ty, co podnosisz nam stawki!
  O Ty, mój przełożony!
  Z lewej do prawej nogawki.
Jak widzicie, od niedzieli, staram się nie rzucać mięsem i wprowadzam dyskretny urok niedopowiedzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz