środa, 23 kwietnia 2014

Nareszcie wiem, czym kieruje się Kaczor (wciąż żyje...), ojcuś Rydzyk i rzesza tych, po prawicy których jest tylko ściana. Straszący nas każdą przepływającą po niebie chmurką, odprawianiem nad nami egzorcyzmów, ameby PiSopodobnych! Apage Satanas!
Tylko dokąd mają iść?
Może do piekła?
To kłopot, z którym postaram się dziś sobie poradzić.
Staram się nie zajmować nikogo nudną i wredną polityką, omijam ją szerokim łukiem, jeśli mogę, nie polecam cytatów z Kaczora o Tusku i odwrotnie, traktując ich wygłupy jako papkę dla ludzi bez własnego zdania i czekających na dzień, w którym wreszcie mogą umrzeć, bo wówczas będą mieli coś do zdobienia. Wkurzając, po raz kolejny, mojego ukochanego szwagra, opowiem o wynikach odwiedzin "Europejskiej Komisji Do Spraw Etyki i Poszanowania Praw Człowieka Przy Radzie Europy", w piekle.

Oto bowiem...
Po serii skomplikowanych negocjacji, udało się wreszcie dojść do porozumienia z Belzebubem w zbadaniu spraw, które owa Komisja ma w swojej nazwie. Szczegółów podróży do piekła nie opiszę z oczywistych przyczyn, ale na miejscu przywitała ich grupa doskonale ubranych i kulturalnych diabłów, niższej hierarchii, słowami:
- Oglądajcie i chodźcie gdzie chcecie, ile chcecie, pytajcie o wszystko, a jeśli my nie będziemy umieć odpowiedzieć, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie to potrafił. Choćby i sam Belzebub.
- To może od razu poprosimy z szefem! - zaperzył się przewodniczący.
- Proszę uprzejmie! - odpowiedzieli chórem wyciągając komórki.
Krótko potem zjawił się jeszcze lepiej ubrany, przystojny i uśmiechnięty Capo di Tutti Capi z Iphonem 20 w ręku, potwierdzając słowa podkomendnych i dodając:
- Gdybyście poczuli się zmęczeni bądź głodni, to czerwony przycisk w waszych telefonach sprowadzi grupę moich pracowników, którzy zapewnią Wam natychmiast wszelkie wygody, o których w Brukseli nie mają pojęcia.
I zniknął.
Kolejno odwiedzane sale wzbudzały chorobliwą zazdrość u zwiedzających.W każdej orgia, dragi w taczkach, osiemdziesięcioletnia Whisky i grillowany karczek. O kaszance nie wspomnę. Deszcz Viagry z nieba... Zagalopowałem się. Z góry... leci.
Kilkudniowe zwiedzanie upewniło Komisję, iż nie ma mowy o naruszaniu praw człowieka, przeciwnie... Prawa są przestrzegane w sposób ewidentny, z pokaźną górką nadinterpretacji, o którą nie można mieć do obsługi pretensji, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Posłanka Kępa... - skrzywił się Przewodniczący Komisji
- Nie byliście jeszcze w zamkniętej na sto kłódek sali, na piętrze! - wrzasnęła.
- Ależ byliśmy wszędzie! - odpowiedział.
- Wiem, że tam nie byliście! - upierała się.
- Już dzwonię do Belzebuba. - rzekł, zachwycony wizytą, siwiejący mężczyzna.
- Koniecznie! - rzekła posłanka rozłączając się.
Błyszcząc pozłacanymi rogami i pożyczką na łbie, niczym Łukaszenka, Belzebub wysłuchał zastrzeżeń i, krzywiąc się nieco, zaprowadził Komisję pod owe drzwi zastrzegając:
- Z tym pokojem istotnie mamy problem... Zobaczcie sami. - dodał, otwierając wrota.
Buchnęło siarką i smrodem przypalanych ciał. Oczom zdumionych ukazał się obraz rozrywanych ludzi, odcinanych i na powrót przyszywanych kończyn, świdrowanych oczodołów, wycia gotowanych w smole rozpustników, wieszanych za ziobra grzeszników, gwałconych młodych mężczyzn i kobiet przez murzynów z lancami jak lanca i wszystkie inne okropieństwa znane tylko z opowieści z krypty.
- Ależ to okropne! - zakrzyknęli ze zgrozą.
- Wiem... - pokiwał melancholijnie głową Belzebub - ale co zrobić. To chrześcijanie, a oni tak lubią.













 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz