środa, 2 kwietnia 2014

Zastanawia mnie czy przydawanie zwierzętom cech ludzkich, zwłaszcza tych, którymi się opiekujemy, trochę nas nie ośmiesza? Setki razy widziałem starsze panie rozmawiające na skwerku z gołębiami, kolega usilnie chce się dogadać z wiewiórką w parku, a ja i żona wydajemy polecenia żółwiowi, mimo że te nic nie słyszą. Zwierzęca inteligencja, jeśli taka w ogóle jest, zazwyczaj bywa szyta na miarę. Nikt, z rozsądnie myślących, nie spodziewa się zatem odpowiedzi od siedzącego na ramieniu szczura, czy chciałby się czegoś napić? Może i psy reagują na słowo 'spacer', ale i my oglądamy się, kiedy ktoś na ulicy głośno zagwiżdże. Ale idźmy jeszcze dalej...
Dostaliśmy kiedyś paproć. Była za duża do mieszkania kuzynki, a u mnie przestronnie i wysoko. Wszystko było ok do czasu, kiedy to żona zdeklarowała się stojąc obok rzeczonego zielska:
- Nie lubię jej!
Palma zaczęła marnieć i, może po dwóch miesiącach, poszła do śmieci. Idźmy jeszcze dalej...
Pewnej zimy przejeżdżałem obok cmentarza i na serii łagodnych zakrętów auto wpadło w poślizg. Szalone kontry kierownicą niewiele dawały, waliłem moimi drzwiami prosto w drzewo. Może dwa metry od niego auto nagle złapało przyczepność i, jak gdyby nigdy nic się nie stało, pojechałem dalej. Na tym cmentarzu, tuż za płotem, leży moja babcia...
Chyba większość z nas może opowiedzieć podobne historie.
Lubimy się trochę bać, wierzyć, że rozumie nas nasz hodowlany skorpion, a fikus lepiej rośnie przy utworach Mozarta. Nasza potrzeba wiary w nieistniejące jest już genetyczna.
Wróćmy teraz do początku. Opublikowałem trzy fraszki Andrzeja Waligórskiego z cyklu "Bajeczki babci Pimpusiowej". Życie kolibrów i oślic raczej jest dla nas mało zabawne... Ale wystarczy dodać szczyptę cech ludzkich i pokładamy się ze śmiechu.
A co by było gdyby tak wszystko odwrócić...
- Kazia! Ten mój Stefan to taki zaradny i oszczędny! Wyrzuciłam stary kij od szczotki, a on przyniósł go w zębach!
Albo...
- Moja kochana Zuzia tylko raz wypadła z okna i już od pięciu lat nie łazi po parapetach!
I jeszcze...
- Jak Czesiek był we Francji na gastarbajcie i wracał nawalony przez las - walnął dziobem w ściółkę. Niby nic, bo zawsze przychodzi poobijany z roboty, ale tylko tam wyczuł wśród mchu trufla za osiemset Euro. I co? Można dorobić?
- A moja babcia nie wspina już się po firance od czasu, kiedy przywalił ją karnisz.
Lepiej rozmawiajmy z królikami... To mniej żenujące. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz