piątek, 4 kwietnia 2014

Zajmijmy się wreszcie tym, co tygrysy lubią najbardziej.
Religią...
Z moich wpisów chyba można wywnioskować, że jestem ateistą. No, jestem! Doskonale obywam się bez sił nadprzyrodzonych i wszystkie opowieści o Bogu kładę miedzy bajki. Uważam, że życie poświęcone na permanentne modły do... (no właśnie, do kogo?), to zbyt duże ryzyko zmarnowania naszego czasu, którego znowu tak wiele nie mamy. Ktoś dowcipnie zauważył, dlaczego im dłużej żyjemy, tym bardziej lata wydają się nam krótsze, otóż...
Mając lat np. dziesięć... następny rok jest jedną dziesiątą życia, a mając sześćdziesiąt? No właśnie... Ja mam trochę inną teorię.
Dwudziestolatkom zwisa i powiewa czy mają pościelone łóżko, albo co zjedzą na obiad. Rokrocznie wyjeżdżają na wakacje, zimowiska czy weekendy. Zalewają się w Pubach, rozrabiają, zakochują się i piszą wiersze, słowem: mają co pamiętać i o czym opowiadać. Im człowiek starszy, tym mniej szaleństwa w jego życiu. Niedziela: rosół; poniedziałek: pomidorowa; wtorek: mięso z rosołu z ziemniaczkami i surówką; Środy i czwartki to dni szaleństw! A może grochówka albo karczek? Ale piątek to ryba, zaś sobota - barszcz! Zamykamy kulinarne koło schabowym popchniętym niedzielnym rosołem. Może w skali miesiąca nie jest to problem, ale jeżeli tkwimy w tej stagnacji przez lat dwadzieścia? Jeżeli przez kilkadziesiąt lat wstajemy na 8 do roboty, w której tkwimy do późnego popołudnia, aby po powrocie zaliczyć debilny serial, wiadomości i "Taniec z Gwiazdami", to co my mamy pamiętać??? Każdy rok rozmieniamy na 52 tygodnie, z których czasem dwa spędzamy w Ustce. I tylko to zapamiętujemy. Talerze zawsze w tym samym miejscu, łózko pościelone, manna na śniadanie. Howgh! (Jak mawiali Apacze). Jak można łatwo policzyć, skracamy rok do, z górą, trzech tygodni. Jedną z niewielu rozrywek są pogrzeby i wizyty świadków Jehowy. Jednych nie sposób uniknąć, drugich tolerować (to zwyczajowy pogląd prawdziwych katolików). Ja czasem lubię z nimi pogadać, mimo że mnie wkurzają patrzeniem na świat przez pryzmat Biblii. W sumie nie wiem czy sprowadzanie życia do pomidorowej nie jest jeszcze gorsze...
Potraktuję tego posta jako wstęp do dalszych, bo zrobiło się cholernie późno. Ciekaw jestem Waszego zdania w tematach bardziej, lub mniej, egzystencjalnych... ;)
Dobranoc.

2 komentarze: