poniedziałek, 5 maja 2014

BBC jest producentem programu motoryzacyjnego o nazwie Top Gear. Jeśli nie znacie to polecam, bo okazało się właśnie, że jeden z jego twórców, Jeremy Clarkson dostał ultimatum od szefów telewizji, że zachowuje się nieładnie i grozi mu ekstradycja z programu. Możemy zatem być świadkami końca czegoś, co od dłuższego czasu powstrzymuje mnie przed wywaleniem telewizora przez okno. A to wszystko jest wynikiem kilku jego słów, zresztą poza wizją, zaczynających się na "F".
Co by złego o Anglikach nie mówić, trudno nie oddać im palmy pierwszeństwa w prześmiewczej roli opisywanego świata, rozpoczętej, chyba, przez Monty Pythona...
Taka "Cienka Niebieska Linia" z Rowanem Atkinsonem; "Co ludzie powiedzą?" i Patrycja Routledge jako Hiacynta Bucket.  Jej telefoniczna rozmowa z kapitanem statku, który kazał jej dogonić okręt w następnym porcie i usłyszał tekst:
- Młody człowieku! Wprawdzie moja pozycja w lokalnej społeczności jest duża, ale nie pozwala mi jeszcze chodzić po wodzie!
Trudno to przebić... Bardzo trudno!
Top Gear podtrzymuje konwencję wyśmiewania się z głupoty, nawet własnej, a że przy okazji zaklną, albo powiedzą o baranie, że to baran, irytuje jedynie głupców opętanych bon tonem i niezdających sobie sprawy z tego, kto na kogo zarabia.
Jakże mierzi mnie tytułowanie w polskiej TV ministra sprzed piętnastu lat: Panie Ministrze... Jak długo można dopieszczać Kaczorą martyrologią? Kiedy wreszcie odważymy się powiedzieć o Wałęsie, że to zwyczajny burak?
Przed tym wszystkim powstrzymują nas idiotycznie pojmowane konwenanse i eliminowanie wszystkich, którzy ich już nie trawią. Na cholerę mi wiadomości, że Lis startuje w maratonach, a jakaś tam... Popek włożyła nowe buty? Wolę śmiać się z głupoty policjantów z jakiegoś zadupia, przed posterunkiem których zasadzono setki krzewów marychy i zrobiono zdjęcie, kiedy wyrosła na dwa metry w górę, prawie zasłaniając im wejście. Ci przynajmniej do końca życia będą wiedzieć jak wygląda nieususzony dymek fanów lepszego samopoczucia.
Wszystko to przypomina mi tułaczkę królewskiego dworu w szesnastowiecznej Francji, przemieszczającego się z zamku do zamku tylko z jednego powodu... Ponieważ nie znali toalet, załatwiali w kominkach i wyganiał ich w końcu smród roznoszący się po komnatach. Podobnie zachowujemy się dziś. Brniemy po gównach aż do wymiotów uśmiechając się czule, by wreszcie, wynurzając z nich głowę powiedzieć: A może by tak umyć zęby?
Top Gear i trójka prowadzących go dziennikarzy, różnią się od większości telewizyjnych nudziarzy tym, czym różni się kupiona przeze mnie kaszanka od pewnej babinki na rynku, dziesięć dni temu, od marketowej: wciąż zachowuje świeżość. A próby powstrzymania języka Clarksona, muszą dla niektórych skończyć się zmianą pałacu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz