wtorek, 13 maja 2014

Tolerancja jest jak Pepsi, same puste kalorie

Znęcam się na internetem i Niagarą głupoty, która przez niego przepływa, ale niektóre wpisy powalają mnie swoją odkrywczością. Nikt lepiej, od sławetnego Siary z "Killera", nie jest w stanie lepiej ocenić zwycięskiego występu na Eurowizji. Jestem zachwycony pomysłem!
Czytałem wczoraj sporo artykułów w necie o Eurowizji. W każdym z nich wypływa temat tolerancji. Wszyscy stają się nagle obrońcami Austriaka odsądzając innych od czci i wiary. Siedemdziesiąt lat za Europą! - pisze jakiś poważny dziennikarz, chyba z Wyborczej... Jak śmiemy w ogóle mówić, że bycie Drag Queen może nam nie paścić? Że cała polska raptem zmieniła się w Ciemnogród, bo to tylko sceniczna kreacja. Sławetny ksiądz Oko pieprzy zaś o jakiejś ideologi blender, która rozbija rodziny; Palikotowcy dali by się porżnąć na plasterki w obronie Kiełbasy.
Tolerancja, albo jej brak, stała się kolejnym słowem za które warto oddać życie, przeganiając chwilowo skrobanki, krzyż w sejmie i dwa świeże pochówki na Wawelu. Cierpliwa wytrzymałość, jak można tłumaczyć słowo tolerancja, podobnie do zajmowanych stołków, zależy wyłącznie od punktu widzenia. Nikt nie jest absolutnie tolerancyjny, to bzdura. Festiwal nam to jedynie unaocznił. Ciekaw jestem reakcji Pani Nowackiej po wdepnięciu w ogromną kupę psa sąsiada. Oko natomiast nie trawi homoseksualistów, mimo że codziennie jakiemuś podaje rękę. Jestem tym wszystkim zbrzydzony i raczej nie jestem tolerancyjny, bo nie podoba mi się dwudziestolatka o wadze stu trzydziestu kilogramów wychodząca z trudem ze sklepu, taszcząca trzy pączki, dwulitrową Pepsi, a jej szalony wzrok prawie wrzeszczy: Jeść, jeść! Nienawidzę kiedy podchodzi do mnie posikany żul prosząc o pięćdziesiąt groszy, nie znoszę łysych debili w kapturach wywrzaskujących nazwę klubu piłkarskiego, nie cierpię faktu, że za nasze pieniądze, taki Macierewicz może bezkarnie pieprzyć swoje idiotyzmy w każdej telewizji do wianuszka mikrofonów. Mój zasób tolerancji ginie w obliczu psa wielkości małego niedźwiedzia szczącego mi na opnę auta i jego uśmiechniętego tym faktem właściciela. Nie mogę bez przekleństw jechać najszybszym pasem za wlokącą się paniusią z telefonem przy uchu i nie umiem zachwycać się facetami w sukienkach. Po diabła musimy na siłę tworzyć jakąś trzecią płeć? Czy ta cała Conchita zaśpiewałaby gorzej w garniturze, albo, jeśli już musi, to w sukience, ale bez brody? Naprawę musi się chować za takim niesmacznym obscenizmem, aby wydobyć z siebie jakieś dźwięki? Epatowanie tym wszystkim nie wprowadza żadnych wartości, a my mieszamy tematy. Ktoś, kto koniecznie musi pochwalić się swoimi osiągnięciami w sypialni, ma tysiące innych możliwości.
Spytajcie księdza Oko czy nie zdaje sobie sprawy z faktu, że połowa jego kolegów z branży zna obwód nie tylko swojego wacka? Niech wreszcie do sejmu trafiają ludzie po obowiązkowych badaniach psychiatrycznych, a osobom nie potrafiącym jechać na wstecznym, zabiera się prawo jazdy.
Kiedyś, dla żartu, kazałem żonie pomalować sobie paznokcie na Sylwestra. Na niebiesko i różowo, co drugi. Nie poczułem większego napięcia od pasa w dół, nie zacząłem lepiej śpiewać, nie naszło mnie na wertowanie cudzej bielizny, a siła mojej tolerancji nie walnęła mną o ścianę.
Jak bardzo by nie próbować tłumaczyć takich ludzi jak owa Conchita, i naszego do niej stosunku, nie zmienia to faktu, że ktoś ma tu trochę nie po kolei, a liczba odchylonych od pionu wzrasta proporcjonalnie do liczby krytykujących. Może zakaz sprzedaży Pepsi poprawi ten stan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz