poniedziałek, 26 maja 2014

Marudny post...

Naprawdę jestem gadżeciarzem! I mam często wsiowy gust. Lubię wielkanocne pisanki, łowickie wycinanki i góralskie, haftowane portki. Podobają mi się uważane za kiczowate odpustowe wisiorki, rozbawiają mnie figurki ogrodowych krasnali. Nawet coś takiego, co muszę pokazać na zdjęciu:




Popatrzcie na te gęby uważniej. Toż sama rozkosz dla oczu płynie z tego paskudztwa! To z San Gimignano, polecam jednodniową wycieczkę... 
Uwielbiam odwiedzać też takie sklepy: 





To z Rzymu.




To Florencja...




Ale to raczej Wenecja, nie pamiętam...
Wszystko jest tu plastikowe i sztuczne jak cycki Pameli Anderson, ale chyba... mniej przyjemne w dotyku...
Obliczone na przepoconych turystów, którzy zasuwają jak oszalałe kotki w marcu chcące jak najwięcej liznąć, jak najkrótszym czasie. Znakomita zabawa.
Na drugim końcu takich atrakcji są oszałamiające dzieła sztuki:




  Nie mogę się wręcz napatrzyć na twarz dziewczyny w niebieskiej tunice na drugim planie. XV wiek...




No i najpiękniejszy kościół w jakim byłem, Św. Piotra w Okowach, w Rzymie, z Mojżeszem Michała Anioła.
Mógłbym długo tak zrzędzić, ale już dość.
Zachwyceni nowoczesnością, dzisiejsi fani przeróżnych mód, napędzani Chipsami i Coca Colą, albo wręcz przeciwnie... kiełkami niemodyfikowanej soi i karczochów  na parze, preferują zgoła inne gadżety. Ci pierwsi, poruszający się zwykle nowymi BMW, ogolone na łyso miśki z tym czymś w uchu i wiecznie gadający do nikogo biznesmeni, nie tolerujący niczego, co powstało przed rokiem 2013, uśmiechający się z entuzjazmem na słowa Amber Gold, prości jak kij od szczotki popychacze krajowej gospodarki, to jeden biegun naszej rzeczywistości. Na drugim są zabiedzeni weganie o zszarzałym wzroku i wyglądzie filmowych zombi, martwiący się jedynie tym, co mogą zjeść i czy aby to coś kiedyś nie żyło w jakiejś formie, bo wówczas zjeść tego nie mogą. Filozofie życia jakże inne, ale co ich łączy? Ano to samo co grubego Amerykanina z oszalałą, wyimaginowaną potrzebą zemsty, Al Kajdą, czyli... Oglądanie świata z perspektywy zaprzęgniętego do wozu konia. Klapki na oczach. Cztery metry w prawo, cztery w lewo i na wprost. Zero tolerancji, zero komunikatywności.
Nie wytrzymałbym randki i dziewczyną gadającą wyłącznie o dramacie krojonych pomidorów. Zapewne także i z tą, która oszukała kilka banków wyłudzając duże kredyty, aby sobie kupić Laborghini Gallardo za pół miliona. Bo i o czym? Zdecydowanie wolę, mimo że jestem ateistą, kręcić się po kościołach.
Pomarudziłem sobie, ale i mnie się czasem należy.







2 komentarze:

  1. No fakt , ta w niebieskiej tunice ma łapę jak traktorzysta z PGR-u :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię taki laski! Czepiasz się łapy...

    OdpowiedzUsuń