czwartek, 8 maja 2014

Nad Łodzią czarne chmury... Maj nie rozpieszcza nas nachalnym upałem. Współczuję trochę ekipie górali, która rozstawiła rusztowanie na naszym podwórku i zabiera się za ocieplanie elewacji. Ale... jak to górale, zaradni. Przywieźli ze sobą odpowiedni zapas śliwowicy i już po krótkiej z nimi rozmowie, zaproponowali mi lufę. A pewnie, że się zgodziłem! Ależ to cholerstwo mocne! Mówili, że 70%. Da się to wyczuć w żołądku. Z pewnością nie zmarzną. Chyba pierwszy raz w życiu spróbowałem ich smakołyku i muszę przyznać, że nie tylko dobrzy z nich drwale. Jeśli Unia zakaże im jej produkcji, pojadę z namiotem do Brukseli.
Nieważne gdzie i kiedy, biurokracja zawsze znajdzie sposób, aby rozwinąć swoje skrzydła poniewierając resztki logiki. Zauważyliście, że od czasu wstąpienia do Unii litr ma pięć ćwiartek? Toż nawet Lenin napisał, że jedyne co może zniszczyć komunizm, to biurokracja. Wiem, że przykład to idiotyczny, a komunizm rozwaliło także milion innych rzeczy, ale to tylko potwierdza teorię. Nie ma bowiem w przyrodzie takiej inteligencji, która wymyśliłaby dające się egzekwować przepisy. Dekalog jest tu fundamentalnym przykładem. Po cholerę więc wymyślać coś, co jest tylko spisywaniem oczywistości? Podobnie mają się sprawy w każdej innej dziedzinie. Weźmy taką plastykę. Każda kolejna generacja próbowała coraz dokładniej przedstawiać rzeczywistość w malarstwie czy rzeźbie do czasu, kiedy nie włączyli się w to "artystyczni biurokraci" redukując przekaz do form coraz prostszych, by wreszcie namalować czarną kropkę na białym tle. Symbol czego? Dla mnie braku wyobraźni połączonego z chęcią stworzenia czegoś, czego nikt jeszcze nie zrobił.
Ale ok. Już to zrobili i nie ma sensu dalej tego ciągnąć.
Biurokracja w sztuce osiągnęła dno i mamy się od czego odbijać. Brukselskie urzędasy wciąż dopieszczają każdy milimetr marmurowego bloku i ani myślą przestać. Dym w wędzonkach, trzydzieści na godzinę w mieście (na którym biegu mam jeździć się pytam?), papierosy slim - out, mentolowe - out. Nawet rozmiar kurzych jajek powinien być... hmmm... kongruentny. Zdobyłem kiedyś książkę pod tytułem "Słownik filozoficzny". Dbam o nią jak o skarb. To totalny chłam z lat pięćdziesiątych, w którym figuruje np. hasło: cybernetyka. Cóż to takiego?
Kapitalistyczna pseudonauka, otóż...
Nie wiem jak długo oszołomy z Brukseli będą nas atakować swoimi fobiami, zapewne aż rozleci się Unia, ale mam do Wszystkich prośbę... Nie wybierajmy tych najgorszych, aby choć kurom pozwolić znosić  jajka w wielkościach, na które mają ochotę i możliwości. To, w końcu my, koguty, powinniśmy rządzić w kurniku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz